Koniec ZTJNT, koniec the-professionals-boy, koniec z fanfiction. Cieszę się, że mogłam pożegnać ten świat z moim ulubionym opowiadaniem, które zakończyłam już wcześniej i w ciekawy sposób- urwanie, w żadnym szczególnym momencie By każdy mógł wierzyć, że historia toczy się tam gdzieś dalej, ale my opuszczamy to miejsce. Blog zostaje, słowa zostają.
Roisip
Jonghyun i tak ich dorwał, wieczorem idąc akurat tą ulicą, którą oni musieli wracać z swojej kolacji. Była to sobota, a więc zaproszonym był Lewy, co nie było zbyt fortunne dla Kima- pożegnali się z nim dość szybko, zanim zdołał wkręcić ich w wir swojej ciekawości i gadatliwości. Praktycznie przed nim uciekli, chowając się za wozem dostawczym sklepu rybnego. Kolacja sama w sobie faktycznie odbyła się w spokojnej atmosferze, nawet ta z Lewym. Prawy zamówił egzotyczne danie, którego nazwy wypowiedzieć nie umieli, ale wiadomo było, że ma w sobie ananasa. Trzymali się na odpowiedni dla publicznego miejsca dystans, starając się wyglądać choć trochę jak para przyjaciół i chyba im się udało, bo nikt nie patrzył na nich zbyt często. Minho nie umiał za to powstrzymać się od pocałowania go w rękę choć raz, lekkie muśnięcie w kciuk i ciepłe spojrzenie- doskonale wiedział, jak działa to na OBU jego ukochanych mężczyzn. Tae miał też wyjątkowy ubaw z samego faktu, iż jego 'facet' zamienił swój zwyczajowy podkoszulek na marynarkę i zaczął chichotać jak nastolatek, sprawdzając, czy stara marynarka nie zaczyna na nim pękać z powodu mięśni drwala. Minho zaczął mu grozić, że jeszcze raz nazwie go drwalem, to wyleje całe to mleko dla dzieci przez okno, przez co zawiązała się między nimi bardzo żywa dyskusja. Młodszy zdawał się jednak zupełnie nie przejmować poprawnością i może lubił nazywać go 'drwalem', jakby go to niesamowicie bawiło. Mogliby wracać na piechotę, tak bardzo lekko zrobiło im się po takim romantycznym akcencie ich życia nad morzem. Mając jednak w pamięci dziki i inne stworzenia leśne, wrócili normalnie i potem kochali się długo, o dziwo obaj, jakby ostre przyprawy w daniu Lewego także zaogniły na chwilę jego temperament. Humor miał wręcz przedni, leżąc zupełnie nagi na brzuchu i prosząc Minho, by ten wziął plastikową słomkę i poudawał, że pali papierosa po numerku, bo to niezwykle seksowne. Prawy zrobił potem wykład specjalnie dla Minho, dlaczego ludzie (nie tylko w filmach) lubią sobie zapalić po stosunku. W każdym razie po ich randes vous nadszedł znowu rutynowy ciąg pracy. Także tej wokół domu, zwłaszcza, że trzeba było uszczelnić dach w szopie oraz trochę oporządzić w ogródku, który postanowili wreszcie zagospodarować- zajmować się tym miał Taemin. Choć on oczywiście miał swoją własną, dodatkową pracę.
Wbrew
swojemu poczuciu etyki zawodowej, czasem zdradzał Minho pewne
szczegóły tego, co mówili mu ludzie. Bez podawana
nazwisk oczywiście, choć starszy potrafił zgadnąć, że kobieta,
która 'kupiła za małe majtki i te rozdarły w połowie
wszystkiego' musi być tą puszystą trzydziestolatką w satynowych,
obcisłych bluzkach i kręconych lokówką włosach, a 'facetem
z kompleksami' musiał być niski człowieczek, który do tej
pory nigdy nie spojrzał mu w oczy. Nie miał zaś pojęcia, kim może
być 'czterdziestolatek', który był w więzieniu i od tamtej
pory ma problem z panowaniem nad sobą i swoją nieco zezwierzęconą
naturą...a nie chce tam wracać. Taemin powiedział mu o tej osobie
tylko dlatego, że ten zaskoczył go niezwykłym wręcz przenikliwym
werdyktem, iż wie 'kim naprawdę jest'. Ludzie w miasteczku
zazwyczaj nie wiedzieli o jego związku z Minho. Wiedział Jonghyun,
Pan Milczący oraz dziewczyna z pasmanterii, która kiedyś
widziała ich, jak dają sobie buziaka na powitanie w aucie.
Dziewczyna była głuchoniema. W każdym razie ów mężczyzna,
który ponoć wcale nie wyglądał na byłego więźnia,
przejrzał go zupełnie i wie, że najprawdopodobniej ma chłopaka.
Jego przenikliwe spojrzenie wywarło takie wrażenie na Taeminie, że
musiał opowiedzieć o tym swojemu partnerowi. Terapia odbywała się
zawsze za zasłoną i ponoć nie przynosiła większych skutków,
ale facet zdawał się lubić jego towarzystwo- przynajmniej miał
kogoś, na kim mógł testować, jak wiele obrzydliwych rzeczy
z cipkami w roli głównej mógł powiedzieć. Taemina
absolutnie to nie ruszało. Kolejnym interesującym dla Minho
przypadkiem o którym opowiadał mu młodszy, była
transseksualna kobieta. Zadziwiające, że czasem nawet i na końcu
świata możemy mieć styczność z najbardziej niezwykłymi osobami.
Taemin nie czuł się co prawda w ogóle upoważniony do
rozmowy z kimś takim, jako jedynie domorosły 'seksuolog'. Rozmawiał
z nią jednak dlatego, że być może tego właśnie potrzebował-
rozmowy. Minho zasugerował, by ten poradził jej wyprowadzkę z
miejsca, gdzie nie miała zwyczajnie szans na zmianę swojego życia.
W tamtym etapie jednak nie planowała niczego takiego, tłumacząc
się chorą matką i zwyczajnym tchórzostwem. W takich
chwilach Minho zastanawiał się, co jest gorsze: być uwięzionym w
jednym ciele z drugą osobą, czy w ciele, z którym zupełnie
się nie identyfikujesz. Możliwe, że tak naprawdę ta dziewczyna i
oni byli niezwykle podobni. Wszyscy chcieli w pewien sposób
uciec ze swojej sytuacji i oków ciała, które ich
ograniczało. Dlatego też Taemin zdecydował się powiedzieć jej o
swoim bracie bliźniaku, co zaowocowało nawiązaniem się bliższej
relacji i nici zaufania między 'powiernikiem' i pechowym chłopcem,
który musiał żyć jako dziewczyna.
Kilkanaście
dni po pełnej nadziei rozmowie na temat transseksualnego pacjenta
Taemin szedł do auta dziwnym krokiem. Minho trzymał już ręce na
kierownicy, wpatrując się w sylwetkę majacząca na mokrym od
deszczu parkingu. Chłopak szedł wolno, jakby nieco
zdezorientowany. Złe emocje biły od niego z daleka, ukazywały się
nawet w tym, że nie założył kaptura, a nadal padało. Przez
chwilę szarpał się nawet z drzwiami, zapominając, że trzeba
nacisnąć raz, potem odczekać i dopiero wtedy zrobić to po raz
drugi. W końcu Minho pochylił się i pomógł mu, wpuszczając
go do środka. Taemin wsiadł ciężko, rzucając płaszcz
przeciwdeszczowy na tylne siedzenie i patrząc się w przednią
szybę. Minho nie powiedział nic, aż w końcu młodszy ponaglił,
żeby po prostu jechali. Jego oczy były szkliste.
-
Chodzi o Hyuna?
-
Zawsze musisz mnie tak...przeszywać...od razu? -spytał, patrząc na
niego po raz pierwszy, odkąd minęli dom Taesuna.- Tak, chodzi o
niego. Hyung...on się powiesił w swoim pokoju.
Minho
był na to w pewien sposób przygotowany ale i tak jego serce
zadrgało. Może nie znał tej osoby osobiście, nawet nie miał
pojęcia, jak wygląda, znał ją tylko z opowiadań. Mimo to czuł
pewną sympatię, choćby z samego małego względu ich wspólnej
cechy- uwięzienia w ciele. Nawet nie wyobrażał sobie, jak musiał
się wtedy czuć jego partner. Zacisnął ręce na kierownicy i
jechał dalej, żałując, że nawet nie może dodać gazu- było za
ślisko. Jechali najpierw w milczeniu, a potem, zgodnie z
przewidywaniami, młodszy zaczął mówić w sposób dość
chaotyczny jak na samego siebie. Mówił o tym, że zupełnie
się tego nie spodziewał, bo Hyun przychodził do Mount Blanc
dość regularnie, czasem nawet gawędząc z Tae, wydawał się
rozkwitać w pewien sposób. Nie wiedział nawet, co takiego
stało się, że podjął taką decyzję. Nie wrócili do domu,
tylko zostawili auto i wybrali się na długi spacer po plaży. Wiatr
wiał, mżawka moczyła ich kurtki, a oni stali na trawiastym
występie niedaleko brzegu. Minho obejmował młodszego ciasno
ramieniem, przyciągając go do siebie blisko. Życie nie mogło być
przecież idealne, prawda? Być może Hyunowi nie było pisane
szczęśliwe życie i być może to była jego wolność, którą
w ostateczności wybrał.
Taemin
i Tae szczęśliwie poradzili sobie ze stratą, skupiając się na
innych zajęciach. Minho musiał skupić się na własnym problemie-
Dużym Hanie. Miał wrażenie Deja vu, jakby znowu był w drużynie
koszykarskiej i znowu musiał mieć do czynienia z Yunem, który
wpatruje się w niego dziwnie i nie odstawia go o krok. Wspomnienia
te budziły w nim pewną dozę rozrzewnienia, bo przecież to były
początki, to był ostatni etap jego dzieciństwa, gdy jeszcze nie
wyglądał jak 'drwal'. Czy gdyby stanął przed sobą jako
dziewiętnastolatkiem, czy gdyby powiedział sobie, że będzie robił
stoły, krzesła i szafki, czy uwierzyłby? Mama miała kolejną
okazję do śmiechu ('Obsrana Latarnia' przestała na nią działać),
mianowicie właśnie zawód jej syna. Potem stwierdziła
jednak, że to naprawdę piękna i pożyteczna profesja, że jej syn
przysługuje się społeczeństwu. Byleby by tylko nie stracił
palców- on odpowiedział jej tylko tyle, że powstrzyma się
przed wysłaniem jej ich w paczce. W każdym razie...Han. Różnica
między nim a Yunem, poza wyższym poziomem intelektualnym tego
drugiego, leżała w ich stosunku do Minho. Duży Han zdawał się go
nie zauważać.
Żeby
zrozumieć sytuację panującą w zakładzie starego Lee trzeba
wykazać się dużą chęcią jej poznania. Z jednej strony, wielki
kretyn był towarzyski, zagadywał swoich kolegów o rzeczy
naprawdę nieistotne, bezsensowne i dla nich niezrozumiałe. Z
drugiej strony, czasem siadywał zupełnie sam i majstrował coś
przy swoich własnych urządzeniach, które budował w wolnym
czasie. Miał taką dziwną konstrukcję, którą nazywał
'roisip' i nikt tak naprawdę nie miał pojęcia, co to znaczy ani do
czego służy. Jeśli nie była groźna, nie należało się nią
zajmować. Minho sam nie wiedział, dlaczego zwraca na chłopaka aż
taką uwagę, skoro ten nic nie robi poza byciem 'dziwnym'. Miał co
do niego jakieś niejasne przeczucia, zupełnie, jakby sytuacja z
Yunem czegoś go nauczyła o takich ludziach- nigdy nie myśl, że są
tylko tym, co jest na zewnątrz. Może w każdym ich geście, w
każdym wytarciu tłustego od mięsa palucha na ich brudnych
ogrodniczkach kryje się jakiś znak. W jego zakładzie pracowało
jeszcze dwóch mężczyzn- młodszy od niego Jae oraz Donghyun,
który lubił być nazywany 'Jackson'. Z tym pierwszym
wymieniali tylko uprzejmości na linii hyung- dongsaeng, zaś Jackson
był całkiem błyskotliwym, inteligentnym facetem. Zawsze dziwiło
go, co taki miastowy jak Minho robi w ich dziurze, a ten odpowiadał
tylko uśmiechem i nawet nie odpowiadał, bo trudno byłoby wyjaśnić,
że zwyczajnie uciekł w poszukiwaniu lepszego życia. Od Jacksona
usłyszał też legendę, od której pochodziła nazwa miasta
'Nasza Mewa', której i tak nie do końca zrozumiał. Tae, po
jej usłyszenia, patrzył się tylko dziwnie, a Taemin nie umiał
nawet znaleźć jej spisanej w żadnej książce, by pokontemplować
nad znaczeniem.
-
To jest cedr, najlepsze cholerstwo, jakie tu zobaczysz- poinformował
go kiedyś Jackson, przesuwając dłonią po drewnie.
-
Wiem, wiem- przytaknął Minho, odkrywając, że samemu zaczyna
bzikować na punkcie drewna i zakochiwać się w nim jak inni
zapaleńcy.
Taemin
zawsze twierdził, że jego zajęcie jest niezwykle romantyczne,
takie...związane z naturą. Ich piękne, duże łóżko
zrobione zostało przez niego własnoręcznie, co wprawiło jego mamę
w niemały zachwyt, gdy była u nich za pierwszym razem. Starszy i
tak obiecał, że zrobi lepsze, gdy tylko jeszcze bardziej się
podszkoli.
-
Zrób z tego łóżeczko dla dziecka- dodał mężczyzna,
patrząc mu z uśmiechem w oczy. - Żona będzie zachwycona.
Kiedyś
będąc przyciśniętym do muru, powiedział, że ma żonę. Taemin
oczywiście o tym nie wiedział. Przypomniał sobie tą sytuację
wracając do domu, tym razem bez swojego ukochanego. Jego partner
leżał chory w domu, ponosząc konsekwencje chodzenia po deszczu na
boso i bez kurtki, tylko dlatego, że musiał wyjść do szopy i nie
chciało mu się zakładać niczego. Gorączka ustępowała, ale tak
czy siak nie mógł potowarzyszyć Panu Milczącemu ani zadawać
mu kolejnych ważnych pytań dotyczących jego służby w wojsku.
Minho jechał i myślał, czy chciałby mieć dziecko. Z jednej
strony lubił kontakt z milusińskimi, nawet grał z nimi w
koszykówkę od czasu do czasu, dobrze dogadywał się z synem
Taesuna, ale żeby swoje..? Doszedł do słusznego poniekąd wniosku,
że jeśli i tak nie mogą mieć dziecka, to nie należy nawet
zastanawiać się, czy tego chce- zawsze można w ten sposób
wyhodować sztuczne pragnienie. Zapomniał o tym, nigdy już nie
wracając do tego tematu. Było tylko ich troje, było im z tym
dobrze...oczywiście do czasu, gdy przestało ich być tylko troje.
Wszystko dzięki pewnemu nieprzyjemnemu ciągowi zdarzeń
oraz...pomocy Jonghyuna.
Znowu
był deszczowy dzień, ale powietrze było tak ciepłe, że mógł
przyjść do pracy w zasadzie samym podkoszulku. Minho malował półkę
na zielono, gdy ktoś zaczął bardzo mocno uderzać w drzwi zakładu.
Spojrzeli po sobie z Jae, który stał na drugim końcu sali i
unieśli brwi. Duży Han nie pojawił się tego ani poprzedniego dnia
w pracy, ale nikt nie skojarzył tego z jego 'urodzinami'. Owszem,
obchodził je tego dnia, ale każdy uznał, że zwyczajnie zachorował
jak dużo osób w mieście w tym okresie (i jak zachorował
jego niezwykle frasobliwy kochanek). Minho otarł pot z czoła,
dzieląc z Jae podejrzenie, że może to Han spanikowany przybiegł
do pracy, chcąc albo zająć się swoim porzuconym krzesłem albo
powrócić do konstruowania Roisipa. Wtedy za szklanych drzwi
zaczął dobiegać lekko rozedrgany głos...Jonghyuna. Choi obszedł
stół, obserwowany przez Jae i odsunął drzwi. Jonghyun stał
cały zdyszany, czerwony na twarzy, wciąż ze swoim pasiastym
fartuchem. Wyglądał, jakby miał zemdleć.
- Musimy szybko jechać do twojego domu! Taemin...- wyduszał, łapiąc go za poły koszulki.- Taemin...
Świat
jakby rozsunął się pod stopami Minho. Taemin. Taemin. Był chory,
do cholery jasnej, chory, a on go zostawił samego! Taesun wyjechał
do Busanu! Co z tego, że zdrowiał, co z tego, jeśli mogla mu
wrócić gorączka, jeśli znowu, jak kilka lat temu, w omamach
chciałby skoczyć z dachu, może ledwo żywy, może złamał nogę i
zadzwonił, może...Przecież w zakładzie nie mieli nawet telefonu
od tygodnia! IDIOTA! Przestał myśleć, jedynie krzyknął coś do
Jae i obiecał wszystko na świecie w zamian za wytłumaczenie go
przed szefem. Jonghyun po raz pierwszy w życiu nie mówił
wiele, gdy biegli do jego samochodu. Auto było jaskrawo
pomarańczowe, z logiem restauracji i hasłem reklamowym. Prowadził
starszy z nich, nie chcąc, by gnany niepokojem Minho doprowadził do
wypadku. Dopiero gdy jechali, Jonghyun zaczął opowiadać,
jednocześnie uspokajając Minho i przerażając go do szpiku kości.
Taemin
nie był chory. Nie działo mu się nic fizycznego.
Obudził
się przed południem, zjadł śniadanie i wtedy spostrzegł, że
ktoś stoi za oknem. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, gdy
siedzisz sobie w swoim domku na końcu świata, otacza się tylko
puste pole i morze, a do domu twoje brata musiałbyś pojechać
samochodem- i ta go tam nie ma. Siedzisz sobie w kuchni i nagle
widzisz, że za oknem stoi ktoś i wpatruje się w ciebie, bez ruchu,
stojąc jedynie w swoich brudnych ogrodniczkach. Taemin (a dokładnie
Tae) widział Hana tylko raz i to z daleka, jednak słyszał o nim
wystarczająco wiele, by prawie nie osunąć się na ziemię. W
pierwszym odruchu chciał wyjąć pistolet, ale oczywiście
przypomniał sobie, że go nawet nie ma. Poszedł do drzwi, zamknął
je na zamek, dla pewności nawet wywracając podobno szafę. Wysiłek
póki co wydawał się próżny, bo Han tylko stał pod
oknem i wpatrywał się w dalszym ciągu w kuchnię. Podobno Taemin
chętnie wyszedłby do niego na zewnątrz, ale wolał nie ryzykować-
był od niego sporo mniejszy. Minho słuchał tego, czując, że
faktycznie decyzja o tym, żeby nie prowadzić, była wręcz złota-
gdyby siedział za kółkiem, być może leżeli by już w
rowie ze skręconymi karkami. Jonghyun był roztrzęsiony, ale nie na
tyle, by ich zabić.
-
Zadzwonił do mnie, bo znał numer, a u was nie ma telefonu i...
-
Jasne, kurwa, jasne- warknął Minho, stukając ze zdenerwowaniem
palcami w drzwi samochodu.- Błagam cię, możesz jechać szybciej?
-
Jadę szybko!- wrzasnął Jonghyun, jeszcze bardziej wciskając gaz i
zapewne modląc się, by nikt ich nie zauważył.
Wjechali
na podwórze, starając się działać jak najszybciej. Jjong
wyjął z bagażnika kij baseballowy, który Minho prawie mu
wyrwał, ale ten nie poddał się- on zdecydowanie działał pod
mniejszą ilością emocji, dlatego to on powinien zająć się tym
wielkim kretynem. Minho, w przypływie złośliwości napędzanej
strachem zasugerował, że może jednak powinien to zrobić ktoś
wyższy. Jonghyun zignorował go z trudem, idąc dalej w kierunku
domu. Dopiero, gdy zbliżali się do rogu domu, za którym
powinien znajdować się ich cel, Jonghyn zaczął panikować. Minho
pamiętał tylko, że mówił coś o policji, po którą
może powinni zadzwonić i to już na samym początku, a
potem...zobaczyli go. Nawet nie obrócił się w ich stronę,
stał tylko bez ruchu, cały mokry od deszczu, z włosami zlepionymi
wodą i oczami tępo wpatrzonymi przed siebie. Delikatnie złapał
dłoń Jongyuna, jakby chcąc się z nim romantycznie potrzymać za
ręce, mając jednak na myśli co innego -bardziej chciałby
zaznajomić się z jego kijem. Tak naprawdę chciał go mieć jako
niby totem odwagi, niż faktycznie go użyć- gdyby strzaskał mu
czaszkę (a mógł, jako 'drwal' mógłby to zrobić z
łatwością) mógłby długo nie dzielić życia z Taeminami-
co z tego, że byłaby to obrona własna, jeśli teoretycznie Han nie
miał przy sobie nawet broni? Starając się nie wykonywać żadnych
gwałtowniejszych ruchów, zawołał chłopaka po imieniu.
Nic.
Dopiero
za trzecim razem obrócił w ich stronę głowę, marszcząc
brwi w charakterystyczny sposób. Minho poprosił go, by
poszedł z nim przed dom, bo tam znajduje się coś naprawdę
ciekawego, coś lepszego nawet od Roispia. Jonghyun rzucił mu
spojrzenie, ale także puścił rączkę kija, cofając się z
niewyraźną miną. Minho wycofywał się powoli, dając Dużemu
Hanowi dużo wolnego miejsca na przetoczenie się swoim kaczkowatym
chodem. Minho nie był pieprzonym superbohaterem i nawet nie
wiedział, czy będzie w stanie uderzyć go tym kijem i pozbawić
przytomności. Nie wiedział, co planuje, chciał tylko odwieźć go
od tego okna i może coś podpowie mu jego instynkt
przodków-myśliwych. Strach mijał powoli, zastąpiony przez
złość na tego kretyna, który narobił tyle rabanu przez sam
fakt, że coś sobie znowu ubzdurał. Przeszli dalej, wychodząc zza
tyłu domu, idąc dalej przez trawę. Duży Han obrócił się
dwa razy, patrząc, czy idą za nim i uśmiechając się szeroko, jak
dziecko. Był całkowicie na boso, a strupy oraz zadrapania krwawiły
słabo na jego zgrubiałych stopach. Jonghyun wpatrywał się w te
stopy jak zaczarowany, idąc obok niego i wyglądając nieco
groteskowo w tej sytuacji, nadal ze swoim pstrokatym fartuchem
obwiązanym wokół bioder. Wyglądał jakby miał
zaprotestować, gdy Minho kazał mu zostać przed domem i 'poczekać
na niespodziankę', ale w chwili, gdy zwrócono mu kij,
wyglądał na nieco uspokojonego.
Wszedł
do środka przez okno, a Tae stał w przedpokoju spokojnie jedząc
kanapkę z dżemem. Minho pokręcił tylko z dezaprobatą głową
(przecież kto pierwszy wszczął alarm?) nie zastając widoku
przerażonego kochanka. Nie mówili nic, straszy poszedł do
łazienki, szukając tabletek. Nigdy ich nie używali, ale Taemin
niechcący zapakował parę opakowań tabletek nasennych do swojego
plecaka- teraz miały szansę się sprawdzić. Poproszony o zrobienie
w tym samym czasie koktajlu Taemin robił wszystko chaotycznie, chcąc
jak najszybciej ukończyć ten koszmar. W pewnym momencie zaczął
się śmiać, trochę histerycznie, na co Minho wyszedł z łazienki
z kilkoma rozgniecionymi tabletkami w rękach i patrzył na niego
zdziwiony...i też zaczął się śmiać. Śmiali się tak z bezsensu
całej sytuacji, przygotowując na szybko bananowy koktajl 'z
niespodzianką'. Nadal się podśmiewając, wrzucili proszek do
napoju i Minho wyszedł na dwór z wysoką szklanką. Niestety,
Han nie mógł skosztować swojej niespodzianki, bo leżał
powalony na ziemi, a nad nim stał Jonghyun z kijem w dłoni i
wytłumaczeniem, że zaczął 'za bardzo się zbliżać'.
Okazało
się, że Duży Han przyszedł w odwiedziny, ponieważ chciał, by
Taemin porozmawiał z nim o czymś.
Miał
też pewnie na myśli zaproszenie jego i Minho na swoje urodziny, a
skoro oni nie przyszli do niego, on wziął rower i sam do nich
przyjechał, wcześniej pytając w mieście, gdzie mieszka ten z
księgarni. Podobno błądził cały dzień, na boso i jedynie w
swoich ogrodniczkach i koszulce, ale w końcu znalazł swój
cel. Tae opowiadał wszystko chaotycznie, co jakiś czas chichocząc
albo przeklinając, każdemu, kto go o to pytał mówił tylko,
że 'stał tam jak zombie' i nic więcej. Stary Lee zwolnił swojego
krewniaka, być może chcąc uciszyć zainteresowanie, jakie wzbudzał
po swoim występie. Oczywiście Minho nie powiedział o tym nikomu,
ale Jonghyun to człowiek ulepiony z innej gliny i nie umiał trzymać
języka za zębami, wskutek czego dowiedziało się paru klientów,
a znajomi tych klientów także się dowiedzieli (mimo to,
Minho i tak kupił mu butelkę bardzo dobrego trunku w podzięce).
Jae nie omieszkał opowiedzieć swojej dziewczynie...i tak dalej.
Taemin musiał odprawiać z kwitkiem ludzi, którzy pytali się
o jego traumatyczne wspomnienia z czegoś, czego on zwyczajnie nie
mógł pamiętać. Zastanawiał się tylko, co takiego Duży
Han chciał mu powiedzieć.
Koniec
nastąpił dopiero ponad dwa tygodnie później, gdy stary Lee
poprosił swoich 'chłopców' o pomoc w kwestii Dużego Hana.
Minho na dźwięk tego imienia spojrzał na swojego pracodawcę nieco
zbyt krzywym spojrzeniem, by mieściło się to w normach. Siwy
mężczyzna stał niezwykle strapiony na środku stolarni, trzymając
się pod boki i głośno myśląc. Wszyscy pracowali- Jackson
obsługiwał hałaśliwą maszynę, przez co ledwo słyszał słowa
szefa, Jae stukał młotkiem, Minho zajmował się stołem zamówionym
przez pewną starszą panią. Od czasu usunięcia Hana z zakładu nie
pojawił się nikt na jego miejsce, choć podobno niedługo miał
dołączyć do nich jakiś kolejny młodzik- przynajmniej Jae będzie
mógł mieć nad kimś piecze hyunga. Choi jako jedyny słyszał
głośne myśli mężczyzny, który, jak wujek upośledzonego,
niepokoił się tym, że przestał go nawet widywać przed sklepem,
gdzie zazwyczaj przesiadywał w wolnym czasie. Minho czuł
narastające podejrzenia do czego prowadzą te rozmyślania i
wewnętrznie najeżył się w proteście- nie zamierza widzieć tego
kretyna nigdy więcej.
Cóż,
oczywiście słowo szefa to słowo szefa i gdy pan Lee klasnął w
dłonie, słuchali go już wszyscy. Jackson marszczył swoje grube
brwi, jednak nie powiedział nic, uznając, że jako mężczyzna nie
powinien uciekać od odpowiedzialności za byłego kolegę. Jae jako
jedyny powiedział otwarcie, że nie chce tam iść i nawet, gdyby
chciał, to nie może- mama kazała mu wracać od razu po pracy.
Minho posłał mu szybkie spojrzenie, mówiące jasno, że sam
najchętniej by tak się wymigał, ale to właśnie na niego szef
patrzył z największą nadzieją. Praca została zatrzymana,
zamykali już zakład, gdy szef podszedł do niego i złapał go za
ramię.
-
Mógłbyś załatwić nam tego chłopaczka od Kimów?-
spytał z nadzieją.
-
Jonghyuna?- zdziwił się, zakładając kurtkę.- Po co nam Jonghyun?
-
Wiesz Choi, ostatnim razem powalił go pałką, może się teraz
przydać. Im więcej chętnego chłopa, tym lepiej dla Hana.
Jonghyun
z pewnym wahaniem zrzucił swój fartuch, ale zgodził się.
Zostawił restaurację w rękach siostry, po czym nawet zaoferował
swój wóz, który miał ogromny bagażnik. Gdyby
trzeba było zabrać Hana do szpitala, zawsze było tam miejsce.
Jechali przy dźwiękach The Doors, a stary pan Lee nerwowo stukał w
drzwi samochodu. Jonghyun prowadził, pogwizdując, a Minho i Jackson
nie mówili nic. Właściwie sam nie wiedział, jakie ma
odczucia co do kretyna, który tak przeraził jego ukochanego.
W porządku, nie chciał mu nic zrobić, ale sam fakt, że narobił
mu takiego stresu....to było niewybaczalne. Dlatego też 'pomaganie'
mu było mu nie w smak, ale miał przynajmniej nadzieję, że Taemin
nie będzie na niego czekał zbyt długo. Szczęśliwie, tego dnia i
tak miał rozmowę ze swoją stałą klientką, kobietą, która
lubiła wprowadzać nieco ognia do pożycia ze swoim mężem
hydraulikiem. Dojechali do domu Dużego Hana w niecałe pół
godziny- stał na obrzeżach miasta. Był totalną ruderą, z
zarośniętym ogrodem i płotem w okropnym stanie. 'Chłopcy'
wysiedli z samochodu, nie przejmując się rozwaloną furtką i
wchodząc na posesję. Minho, nie wiedzieć czemu, nie wszedł do
domu, tylko zajrzał za róg. Uderzył go smród. Przez
chwilę rozglądał się ze zmarszczonym nosem, aż w końcu odkrył,
czym była brązowoczarna sterta 'szmat'. Zdechłym psem. Z początku
chciał wycofać się z odrazą i dołączyć do reszty, ale usłyszał
słabe piski. Rozejrzał się, szukając ich źródła, ale na
próżno- i tak zagłuszył je donośny krzyk starego
człowieka. Minho puścił się pędem, podejrzewając, że być może
Duży Han rzucił się na nich w kompletnym zdziczeniu. Wbiegł przez
drzwi, odsunął zdębiałego Jonghyuna i jego oczom okazał się
kolejny trup, tym razem ludzki. Jego oczy rozwarły się do wielkości
spodków od herbaty.
Duży
Han wyglądał od tyłu, jakby spał. Gdy jednak obeszło się go
dookoła, przedstawiał sobą zupełnie inny widok- miał w czoło
wbity długi, metalowy przedmiot. Tuż przed nim stał dziwnie
zmodyfikowany Roisip. Wszyscy stali oniemiali, starzec wygadał jak
na granicy zawału, a Jackson krzywił się z obrzydzeniem. Wszystko
stało się jasne w jednej sekundzie- chłopak wcale nie padł ofiarą
mordercy czy nie zapił się...to był wypadek. Zabił go jego
własny, bezużyteczny wynalazek. Choć nie wiedzieli, czym miała
być maszyna, być może zabawką, ale Han podczas nauki technicznej
przyswoił trochę wiedzy, na tyle dużo, by zbudować wyrzutnię.
Wyrzutnię tą wypróbował, mając jej lufę tuż przy swoim
czole...i skończył swój żywot. Zapach nie był aż tak
okropny, by stało się to więcej niż dzień wcześniej. Pies
musiał zdechnąć dawniej. Wtedy Minho znowu usłyszał piski, tym
razem głośniejsze- wyminął zdębiałych ludzi i przeszedł do
pokoju, którego ściany były cienkie jak papier.
Rzeczywiście, piski dobiegały z tej samej strony, a wydawały je
trzy szczeniaki owczarka niemieckiego. Jedzenie i odchody walały się
po ziemi. W chwili, gdy spojrzał na zwierzęta przypomniał sobie
o...żabie. Głupia i bezsensowna myśl o zwierzęciu zdechłym od
paru dobrych lat, o pupilu jego partnera gdy ten...miał niespełna
osiemnaście. Zwierzę, które zdechło, dając im pozwolenie
na ucieczkę. Słyszał krzątanie, ktoś, chyba Jackson dzwonił po
karetkę, a Jonghyun zabrał pana Lee na zewnątrz. Minho tymczasem
wyszedł z pokoju z piszczącym koszykiem, niosąc go ostrożnie.
Jackson spojrzał na niego, paląc papierosa.
- Co
ty kurwa robisz? Pamiątki?
- Psy?-
zdziwił się mężczyzna, gasząc papierosa o szybę.- Co tu się
musiało dziać...
Taemin
powiedział, że to najwspanialsza rzecz, jaką mógł zrobić.
Psy były głodne, ale nie na tyle, by wymagały gruntownego
leczenia. Każdy- on, Taemin i Tae nazwali jednego z nich. Jedyna
suczka dostała imię Lady, mniejszy samiec Teo oraz największy
Yoogeun, w skrócie Yoo. Minho zbudował im ogromny kojec, w
ten sposób pozbawiając ich moralnej konieczności
rozbudowywania zdrowego ogródka. Dzięki temu też psy mogły
żyć dostatecznie swobodnie, gdy oni byli w pracy- zresztą niedługo
i tak ojciec Taemina miał przyjechać do nich na stałe. Mężczyzna
poddał się w końcu namowom, decydując się zamieszkać w
przygotowywanym dla niego od pewnego czasu pokoiku w 'Obsranej
Latarni', by tam dokończyć żywota z ukochanymi synami przy boku.
Pogrzeb Dużego Hana zaś odbył się skromnie, a pojawili się na
nim jedynie chłopcy ze stolarni oraz starsza siostra chłopaka.
Wyglądała, jakby ktoś ją bardzo mocno zmusił, by pojawić się
na tej uroczystości, a po spoczęciu w ziemi ciała ulotniła się
niezwykle szybko. Praca wróciła do normy, mimo, że pan Lee
zdawał się zupełnie nieobecny, a jego pomarszczone ręce drżały
więcej niż zwykle, jakby widok zakrwawionego czoła jego bratanka
był wciąż żywy w jego głowie. W dzień pogrzebu, a dokładniej
wieczorem, Taemin dołączył do Minho siedzącego na schodach ganku.
Yoo spał tuż obok niego, trochę w oddaleniu od swojego równie
zaspanego rodzeństwa.
Młodszy
dotknął ramienia Minho, uśmiechając się ciepło. Deszcz nie
padał, niebo się rozjaśniało.
- Cudownie, może zdążę mu zrobić łóżko- powiedział Minho, wpatrując się w pustą drogę i las- Którego dokładnie?
- Piątego.
Młodszy
mężczyzna usiadł obok niego, pozwalając otoczyć się ramieniem.
Chyba nigdy żaden z nich nie sądził, że ich życie może wyglądać
normalnie. Bez Yunów, żab, Daisy, skakania z żelaznego
szkieletu, Dużych Hanów i małych piesków. Chyba było
im z tym dobrze...o ile wszystko kończyło się szczęśliwie i
mogli razem odetchnąć z ulgą. Teraz ojciec jego partnera
przeprowadzał się do nich, by spędzić resztę swojego życia
bliżej swoich dzieci, nad ukochanym morzem. Taemin poruszył się i
wyjął coś z kieszeni swetra- była to kartka. Minho spojrzał i ku
swojemu zdziwieniu, zobaczył na niej nazwę ROISIP. Spojrzał
pytająco na młodszego, a ten tylko błysnął oczami i odwrócił
kartkę na drugą stronę. Widniało na niej słowo...
Minho
wybuchnął śmiechem.
PISIOR.
Cokolwiek
Duży Han chciał zbudować, nazwał swoje urządzenie pisiorem i
zaszyfrował nazwę w taki oto sprytny sposób. Minho śmiał
się długo, budząc psy, który zaczęły w końcu na nich
szczekać, bo młodszy także się śmiał, z samej głupoty słowa.
Nigdy prawdopodobnie nie dowiedzą się, co chłopak miał na myśli,
ale to może lepiej dla nich. Życie i tak było cholernie dobre.
.
Przeczytałam. W dzień coś napisze. Dobranoc.
OdpowiedzUsuńŁooo, jednak zabranie się do komentarza zajęło mi trochę dłużej..
UsuńBezzz, dziękuję za wszystkie Twoje opowiadania. Czytałam je z takim zapałem, że zdarzyło mi się nie spać ze 2 noce.. Nie lubię czytać w dzień. Później zdarzyło mi się do nich kilka razy wrócić. To te wrodzone zboczeństwo. Moim ulubionym chyba na zawsze pozostanie "Powrót" i "WAGs and...Boyfriend" Chociaż kocham wszystkie. Zawsze będę wspominać to co pisałaś. Naprawdę ciesze się, że mogłam tu być podczas "Czarno-białych węży" i "Z Taeminem jest nas trzech" W sumie trafiłam tu podczas dodawania "Jego nudne, beznadziejnie zwyczajne życie (i jak 2min je zmieniło)", jednak na początku nie przypadło mi o gustu. Jednak potem przeczytałam całość za jednym zamachem i się zakochałam. "Słoń" jest taki magiczny. Przenosi w takie cudowne miejsce... Mogłabym napisać Ci coś o wszystkich, ale w sumie... Nie, dobra.
Podoba mi się zakończenie tego opowiadania, kiedy ja zakończeń nigdy nie lubię. Mogę sobie teraz wyobrazić ich życie.
Hmm.. No cóż, dziękuję za wszystkie 2miny i mam nadzieję, że do zobaczenia na Twoim następnym blogu. ♥
To ja tobie dziękuję...za każdy odzew, za twój awatar, który zawsze lubiłam, za to, że także wyjątkowo traktowałaś 2min. WAGS! Możliwe, że ty określiłaś to jako swoje ulubione ale zawsze mnie to dziwi...napisane tylko i wyłącznie z powodu mieszkania niedaleko stadionu podczas Euro 2012^^ Cieszy mnie niezwykle, że dałam ci te miłe chwile z nimi...
UsuńJeszcze raz dziękuję i do zobaczenia :]
no cóż, dziękuję ślicznie Bezz za wszystkie twoje opowiadania. dobrze, że byłaś taką płodną autorką i tyle opowiadań stworzyłaś, bo na pewno będę do nich wracać. szkoda że nie mogę zrobić z nich prezentacji maturalnej :c mykam, bo zaraz się rozkleję~ mam nadzieję, że kontakt nam się nie urwie~
OdpowiedzUsuńJa tobie także dziękuję :] hah, kiedyś sobie żartowałam o 'Motywie węża' i zastosowaniu CBW do tego tematu :D Ja też mam taką nadzieję! Wiesz gdzie mnie znaleźć więc...
UsuńDo napisania.
Przepraszam, że tak późno, ale musiałam znaleźć odpowiednią i długą chwilę na przeczytanie finału tego opowiadania i ubranie w słowa tego, co mam w głowie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że koniec jest początkiem czegoś nowego. Czegoś, co czyni cię wolną i szczęśliwą. I że mimo tego, że opuszczasz 2mina, zostajesz przy pisaniu yaoi. I dziękuję szczerze, że powstał 2min, bo to przez nich trafiłam na twojego bloga. Naprawdę się cieszę. Twoje opowiadania 2min były najlepsze, na jakie trafiłam. Naprawdę oryginalne, inne, przez twoje cudowne, niecodzienne pomysły (naprawdę, masz niesamowitą wyobraźnię i talent do pisania).
Zaskoczyłaś mnie wydarzeniami w tej części i to bardzo. Nie umiałam się oderwać. Nieprzyjemna sprawa była z Dużym Hanem, ale dobrze, że się zakończyła. Hm, nie wiem czy to dobrze, że śmiercią, ale w sumie... żeby takich sytuacji, w których ktoś stoi ci za oknem bez ruchu (wyobraziłam o sobie i to musiało być cholernie straszne ;_;) więcej nie było, to w sumie lepiej tak.
Nie wiem tylko o jakiego Hyuna chodziło, tego, który się powiesił, chyba nie o Jonghyuna? Może czegoś nie zrozumiałam, albo coś mi się pomieszało, albo to był on, a wydarzenia z Hanem były po prostu opisane później, a działy się wcześniej
Ich wspaniałe życie. Z pieskami, z tatą Taemina, z licznymi mniej lub bardziej przyjemnymi niespodziankami. Świetnie, że są tam razem, w nadmorskiej mieścinie, ich życie jest ciekawe, pełne spokoju, ale i wrażeń. I że ciągle sobie tam żyją.
ZTJNT jest cudowne. Naprawdę podziwiam cię, że wymyśliłaś coś takiego. Nigdy jeszcze czegoś podobnego nie czytałam. Stworzyłaś niesamowity świat, wydaje się być bardzo realny, przez co mogę myśleć, że to się dzieje naprawdę, nie w jakimś fantastycznym świecie. Ten klimat lat 80 dodaje takiego miłego smaczku. Ciężko mi to opisać. To było coś naprawdę cudownego.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia na nowej ścieżce tworzenia :D
Zawsze miło cię widzieć :]! Cóż, nie wyobrażam sobie życia bez yaoi, dlatego moja decyzja jest jak najbardziej naturalna. Gdyby nie zostało mi nic prócz nich, wtedy rzeczywiście mógłby to być koniec...byłoby auć.
UsuńPisałam ten rozdział jak w jakimś transie, zdarzenia pojawiały się w głowie automatycznie...W sumie nigdy nie wprowadzałam większej akcji do moich opowiadań i ten cały Han to dla mnie dobre doświadczenie^^ 'Hyun' oznaczał tego, który się zabił. Może powinnam podkreślić odrębność Jjonga od tej postaci :]
I o jejku zauważyłaś lata 80! Miałam wrażenie, że nikt tego nie zauważa i tylko w moim łbie to widać. Cóż, osobiście nie wychwalam jakoś szczególnie tych czasów, ale cholera, te są takie nudne...komórka zastępuje wszystko. Telewizor, internet, nuda. Dlatego nowe opowiadanie, własne, raczej także zostanie osadzone w innym czasie niż wiek XXI :)
Dziękuję ci z całego serca i do napisania!
Wybacz, że odzywam się dopiero teraz. :( Byłam zalatana, ale już się odzywam ^^
OdpowiedzUsuńJejku ^^ zostałam wymieniona ^^ taki zaszczyt O.o w sensie... myślałam, że jestem szarym czytającym człowieczkiem, na którego nikt nie zwraca uwagi >.< a tu proszę ^^
Byłam z tobą chyba dopiero od początku Węży, ale mimo wszystko zakochałam się w twojej nieprzeciętnej wyobraźni! *.* wow o.O Takiego mindfucka jakiego łapałam przy każdym rozdziale twoich opowiadań nie doświadczałam nigdzie więcej :p
Słoń... to było pierwsze twoje opowiadanie, które przeczytałam i mimo szoku i nieogarnięcia, zaintrygowana ruszyłam do czytania reszty xd Ciąża Taemina, zabawa niewyżytego Tae z dildo, szalony (różowo-panterkowy) dom Key, dziewczyny (+chłopak) piłkarzy, węże (i scena, która mnie absolutnie zszokowała, czyli wąż dopieszczający Minniego)... to wszystko na stałę utkwiło w mojej pamięci nieco nadszarpując moją psychkę >.< No i wreszcie ZTJNT ^^ to już wgl było rycie bani xd mózgo-bliźniacy, cała akcja z Daisy i po prostu psychiczne akcje i postaci (jak skok z rusztowania czy Duży Han) :p bardzo mi się podobało, że nie bawiłaś się w poetyckie opisy myśli o seksoe, tylko postaci otwarcie o tym mówiły ^^ przecież to rzecz ludzka i wiadomo, że młody Minho i Taemin(czy Tae) byli zaiteresowani tymi sprawami ^^ lubiłam Taemina-pewnego rodzaju nimfomana, Minho, który bez krępacji rozmyślał o przeleceniu Taeminów i mega otwartego Tae xd no i żeby nie wyszło, że interesuje mnie tylko seks to napiszę, że od początku czułam, że to Lewy był pierwszy!^^ no i tak się cieszyłam jak uciekli od Daisy ^^ i normalnie padłam przy wiecznie zalanym Jinkim albo Jongu-prześladowcy hahaha pokochałam każdego (oprócz Hana) xd jejku... chciałabym jeszcze tyle napisać, ale mam kompletną wodę z mózgu xd pustka O.o nic...
Jak coś mii się przypomni to jeszcze napiszę ^^
Będzie mi brakować twojego 2min... to była taka zabawna odskocznia ^^ odmóżdżenie totalne haha ^^
Będę czekać na twojego nowego bloga! ^^
Pozdrawiam! :3
☆
Jesteś ważna, byłaś tutaj praktycznie zawsze...krótkimi zdaniami, ale jednak zawsze. Hah, miło mi wiedzieć, że umiem kogoś zaskoczyć a mindfuck u czytelnika to też jakieś osiągniecie :D
UsuńOch tak, zdecydowanie wolałam nie poświęcać seksowi zbyt wiele uwagi w tym opowiadaniu, przecież to nie jest aż tak ważne, prawda? To istotny aspekt życia, ale jest tyle ciekawszych...które mam nadzieje tu opisałam^^
Oby coś takiego spotkało cię też przy moim nowym blogu :3
Do napisania i pozdrawiam!
Hmm, hmm, hmm…
OdpowiedzUsuńW sumie dość długo zastanawiałam się, czy komentować czy być jednak cichym czytelnikiem, ale stwierdziłam, że nie mogłabym się o tym nie wypowiedzieć. Zapewne nie miałabym takich wątpliwości, gdyby to ff tak bardzo mi się nie spodobało :)
I nie wiem, od czego zacząć. XD Mam taki trochę mętlik w głowie po końcu. Zawsze tak mam, jak coś zrobi na mnie wrażenie, więc… dobra, jeśli mam być szczera i pomijając wszelkie literówki i innego typu błędy, to jest to jedno z najlepszych opowiadań, jakie w ogóle czytałam, i nie mówię jedynie o skośnookim fandomie, a o każdym, o jaki zahaczyłam. I mówię poważnie. Czytałam to i chociaż na początku nie ogarnęłam, to jak już ogarnęłam, doszłam do wniosku, że naprawdę można Ci pozazdrościć talentu (a przynajmniej ja bardzo zazdroszczę, bo chociaż pisałabym nie wiadomo ile, nigdy pewnie nie stworzę tak dobrej historii).
Po pierwsze, należą Ci się gratulacje za to, że przekonałaś mnie do tego pairingu. Ja go po prostu nie trawiłam, nie lubiłam i tak dalej. Chociaż muszę przyznać, że wcześniej już 2min czytywałam, ale żadne 2min mnie nie przekonało. Dopiero to. Tak cudownie stworzyłaś Minho i Taemina, że naprawdę nie wiem, co mogę o nich napisać. Twoje opisy odpowiadają moim wyobrażeniom o nich, ich charaktery pasują jak ulał, wszystko jest idealnie na swoim miejscu w ich słowach, gestach, wszystkim. Oczywiście wiem, że tacy naprawdę nie są, ale po prostu… tacy mogliby być, serio. Niesamowicie stworzyłaś ich charaktery, tak przekonywująco…
Co do samej historii – wow. Jak dla mnie świetnie, że osadziłaś to we wcześniejszych latach, bo faktycznie dzięki temu zabiegowi całe ff tylko zyskało. Całe to miasteczko, Nasza Mewa, cała ta Daisy, rodzicie Minho, brat Taemina, Yun, Żaba, roisip, opisy miejsc, ludzi, a przede wszystkim Tae i Taemin, Minho. Tu wszystko tak ze sobą magicznie współgrało…
A co najdziwniejsze, właśnie bracia. Jeden był uzupełnieniem drugiego, obu bardzo polubiłam, każdy miał takie cechy, które sprawiały, że nie popadali w skrajności. W sensie, Taemin nie był przesłodzony, a Tae z kolei, nie był opryskliwym chamem, jakby się mogło wydawać. Idealna symbioza… ale ciekawi mnie, jakby to było, gdyby brat w Minho żył? No cóż, tego już się nie dowiem. A w tym wszystkim jest jeszcze Choi, który mi imponował. Swoim opanowaniem, miłością, której musiał mieć w sobie dwa razy więcej, swoim tokiem myślenia… w ogóle, o!
Jejku, wiem, że prawię farmazony. Ale nic nie poradzę na to, że ta historia mnie po prostu zaczarowała. Była magiczna, była logiczna, sensowna, wciągająca i świetnie zaplanowana, niecodzienna, i taka… może to głupio zabrzmi, taka naturalnie 2minowata. Jestem pod wielkim wrażeniem i naprawdę zazdroszczę Ci talentu :)
Nie mam pojęcia, czy doczytasz ten komentarz (zawsze dużo piszę XD), ale wiedz, że jestem fanką tego opowiadania (a pierwszy raz jestem fanką czyjegokolwiek opowiadania, nie licząc fandomu HP), i w ogóle wow… Tak czy inaczej, naprawdę gratuluję, bo możesz być pewna, że „Z Taeminem jest nas trzech” zostanie mi w pamięci i nie zapomnę o Taeminie, Tae i Minho ;)
Przepraszam za bezsens tego komentarza, ale na świeżo pisany, tuż po lekturze… Miałam napisać jeszcze więcej, ale już nawet nie wiem co...
Pozdrawiam i życzę duuużo Weny :)
Miło, że jednak się odezwałaś, przynajmniej na koniec! :]
UsuńNaprawdę mówisz, że poza fandomem też..? W takim razie jeszcze mi milej. Hmm, kolejna osoba pisze mi, że trudno to czasem rozumieć, ale zazwyczaj w końcu czytelnik się połapuje, wiec to może dobry znak. Może i nie zmienię tego, że lubię mącić, ale za to wiem, że trzeba tez wyjaśniać^^
Przekonanie kogoś do paringu to musi być osiągnięcie^^ Cóż, ff z nimi ogólnie rzadko są udane, gdyż zbyt często powiela się nudny schemat uke i seme w ich przypadku, a to najgorszy grzech. Często się zniechęca czytelników. Jeśli chodzi o to, jak ich kreowałam...no nikt z autorów ich nie zna, ja się starałam^^
Ta tak, tez unikałam sytuacji, gdy jeden z braci jest mega słodki, drugi mega zły, nic nie jest przecież czarno-białe. Miło, że to zauważyłaś :)W kilku zdaniach wyraziłaś obawę, że nie doczytam komentarza, co jest bzdurą, bo chłonę każde słowo i analizuję, mimo, że nie jestem już na tym blogu :] Jestem ci wdzięczna, że napisałaś.
PS FANDOM HP! Moja fanfikowa ojczyzna <3
Ale mącenie w fabule to dla mnie wielki plus. Dlatego fajnie czytać i odkrywać kolejne tajemnice i zawiłości powoli, a nie w pierwszym odcinku mieć wszystko powiedziane ;) Podoba mi się u Ciebie, że konsekwentnie brnęłaś z pomysłami, bądź co bądź, dość skomplikowanymi, i się w nich nie pogubiłaś. Mnie taki ciężar fabularny chyba by przygniótł...
UsuńUke i seme to akurat problem nie tylko tego pairingu jak dla mnie. Ale mówimy o nim, to na nim się skupię. Kiedy czytam o Taeminie, to zazwyczaj jest "ślicznym chłopcem" (jak ja nienawidzę określenia "śliczny chłopiec"!...), słodki, że aż cukrzyca bierze człowieka. Za to Mingho to takie cielę z kolei. A u Ciebie są tacy ludzcy. Mają wady i zalety, nie popadają w skrajności, są to postaci z krwi i kości, które ja bardzo polubiłam.
Poza tym nikt z nas ich nie zna, więc możemy sobie charaktery zmyślać, ale zauważyłam, że w sumie mamy podobne wyobrażenie o nich. Bo jeśli bym pisała o tym pairingu, to mój Minho były podobny do Twojego, a mój Taemin do Twojego Tae. ^^
Ja się w ogóle bardzo cieszę, że skończyłaś to opowiadanie, bo gdzieś między notkami już czytałam, że kończysz z 2min. Dlatego bardzo miło, że nie porzuciłaś czytelników i wstawiłaś całość ^^
To cieszę się, że doczytałaś. Bo ja wiem, że momentami piszę bez ładu i składu, i ciężko się połapać w moich myślach, ale nie mogłam nie skomentować tego dzieła :)))
Zabawne, bo zazwyczaj nie planuję opowiadania, mam tylko jeden pomysł startowy i wszystko wychodzi w praniu :D Dlatego ważne dla mnie jest, że historia wydaje się spójna. Z drugiej strony, życie też się ciągle 'pisze', nie da się wiele zaplanować, bo jutro wszystko może się zmienić.^^
UsuńWiesz, to jest obecne w świecie slashu, ale akurat w 2min bardzo łatwo (łatwiej niż w innych) wpaść w taki bagno. Nie czytałam ff z SJ, ale jakoś nie wyobrażam sobie, by tak pisano o innych parach. Dla przykładu JongKey jakoś się bronili przed tym, chociaż tutaj też znajdują się ludzie, którzy wpychają ich do wora z semei&uke. To jest tylko model, tylko sugestia dotycząca preferencji podczas stosunku, matko boska... Według większości autorów ff 2min 'uke' nie może przybijać gwoździ i naprawiać kranów, a 'seme' nie ma prawa lubić lodów truskawkowych: świat jest różowo-czarny. Poza tym dobrze mówisz, w fanficach Minho był tak gnojony, że mi go szkoda. Idiota, ciapa, nudziarz. Starałam się, by u mnie byli własnie 'ludzcy', jak to ładnie określiłaś :)
Raz już urwałam w połowie opowiadanie (co za ironia losu..porzuciłam moje poprzednie dla 2min!) i nie chciałam powtórzyć tego błędu. To nie w porządku w stosunku do czytelników, nawet, jeśli mnie już to nie kręci...
Dziękuję ci jeszcze raz :))
Nie mogłam powstrzymać łez.
OdpowiedzUsuńPłaczę jak małe dziecko. Nie mogę się uspokoić już od paru dobrych godzin. Nigdy nie zapomnę twoich opowiadań, nigdy.
Tak ciężko mi uwierzyć, że to koniec... czuję się, jakby umarł mi ktoś z rodziny. Pewnie długo będzie trwała moja ,,depresja po-fanfickowa'', ale każdy musi dać sobie radę.
Zaczarowałaś mój świat. Zmieniłaś go na lepsze. Dziękuję ci za to z całego serca.
Przytulam, całuję, życzę dużo weny i szczęścia.
Gratuluję tak świetnych opowiadań.
Przykro mi, że płakałaś :< I wiem tez, że otrząśniesz się szybko, czas naprawdę leczy rany. Cieszę się, że byłaś tutaj i że zdołałam wprowadzić coś dobrego do twojego życia.
UsuńTeż przytulam i mam nadzieję kiedyś cię jeszcze spotkać ;)
Zaprzestałam czytanie ZTJNT, ponieważ fanfiction już niezbyt mnie interesują. Jedynie czasem przychodzę na tego bloga by poczytać "Wiedźmę"
OdpowiedzUsuńUhh, po roku to komentuje, zła Kasumi.
Miło było czytać Twoje twórczości. Ostatnio szukałam jakiegokolwiek kontaktu, ale jednak nie znalazłam.
Mam nadzieję, że dobrze się rozwijasz.
Masz moje mentalne wsparcie. Moje i mojego małego serduszka, które nie raz biło mocniej, czytając Twoje opowiadania ^^
Dziękuję za wspaniałe miesiące z 2MIN.
Kocham i pozdrawiam~
Szalenie miło Cię znowu słyszeć!!!
UsuńCóż, zawsze warto iść dalej, a fanfiction jednak ogranicza. Mam nadzieję, że teraz poznajesz różne inne ciekawe rzeczy :)
Powiem tak: w moim mniemaniu rozwijam się, bo próbuję rzeczy, których kiedyś nie odważyłabym się napisać. Piszę jedno długie opowiadanie, piszę także o jednej osobie wrzuconej w wiele rzeczywistości- to już bardziej rozrywka dla mnie samej. Jakby jednak ktoś się uparł, to może przyczepić się, że piszę o tej jednej postaci i dlatego niby 'nie ma progresu'...ale tym razem ów bohater jest całkowicie mój, rozwijam go, nie mam tu ograniczeń takich jak w ff. Podsumowując: nie próbuję udawać, że tworzę coś ambitnego, ale ja i tak nazwę moją nową drogę rozwojem.
Jeśli chcesz, mogę podać ci linka do miejsca, gdzie publikuję. Wrzucanie go już tutaj zbytnio kojarzyłoby mi się z jakimś zmuszaniem do czytania xd
To ja Ci dziękuję! Byłaś jedną z osób, które tak mnie wspierały! I teraz odzywasz się, chociaż wcale nie musisz. To wiele, wiele znaczy, powstrzymuję się od infantylnej ekscytacji, po prostu miło 'spotkać' kogoś po dłuższym czasie.
Pozdrawiam i ściskam mocno!