Nasza Mewa
Księgarnia nazywała się z zupełnie niewiadomych przyczyn 'Mount Blanc'. Po krótkiej pogawędce z małomównym
właścicielem dowiedzieli się, że facet zauroczony był górą
od kiedy przeczytał serię książek pewnego europejskiego autora.
Księgarnia ta była nie tylko ulubionym punktem Taemina w miasteczku
noszącym nazwę 'Nasza Mewa' (tej nazwy jeszcze nie rozszyfrowali)
ale także...miejscem pracy braci. Żeby wyjaśnić, w jaki sposób
namówiono Lewego do podjęcia takiego poświęcenia, trzeba by
streścić krótko kilka poprzedzających decyzję miesięcy...i
poczuć bliźniaczą miłość. Zadanie wydaje się łatwe?
Będąc
z nimi tak blisko i przez taki okres czasu, Minho zdziwił się, jak bardzo są z syntezowani. Bywały owszem chwile,
gdy oboje wspominali o przemożnej potrzebie rozerwania się na pół,
ale nigdy tak naprawdę w oczach żadnego z nich nie było widać
nienawiści. Być może w chwili, gdyby ktoś położyłby ich na
metaforycznym stole z piłą, pewnie w ataku paniki przed utratą
drugiego zabiliby swojego 'kata'. Każdy miał jednak zupełnie inny
pogląd na to, jak powinna wyglądać ich kariera w 'Naszej Mewie', a
jednak żadne z nich nie wywierało presji na drugim. Starszy nigdy
nie umiał zrozumieć tego altruizmu i relacji między nimi
panującej, relacji opierającej się na spokojnym zrozumieniu i
przystawaniu na potrzeby drugiego. Może faktycznie, jeden obijał
się w pracy drugiego (mowa o zajmowaniu się fizycznymi robotami w
porcie), drugi przestawiał książki brata i denerwował go paleniem
na ognisku istotnych dla niego gazet z cennymi artykułami...ale
nigdy nie myśleli poważnie o rozłamie. Minho wyparł to skutecznie
z pamięci, ale faktem pozostaje to, iż jeden raz Taemin sugerował
poddanie się. Wieczorem siedzieli w dziurawej łodzi leżącej
bezużytecznie na plaży, wiatr zagłuszał ich słowa, a Prawy
wyznał, że to on jest tym drugim. Był pijany, wcześniej byli na
kolacji w barze. Minho tak bardzo zapomniał już o tancerce
baletowej zwanej Daisy, że nawet nie pomyślał o jej reakcji na
taką wieść, a sam...poczuł się troszkę zaskoczony. Jego partner
był przypadkiem zaprzeczającym regule, gdy gość nie szanuje
gospodarza i zdaje się nie przejmować opinią osoby, której
imię nosi. Prawy powinien być Lewym. Teoretycznie więc Taemin nie
miał prawa mówić na siebie Taemin, może powinni mu znaleźć
inne imię, na przykład Puszek Okruszek. Na tym etapie rozmowa w
łódce była jeszcze zabawna. Minho przerwał ją w momencie,
gdy zaczynała traktować o oddaniu ciała dla brata, po czym
wyrzucił tą scenę z pamięci, wykonując zabieg wyparcia po raz
pierwszy w życiu.
Zanim
dorośli do tematu Mount Blanc żartowali czasem, że ich styl
zarabiania bardziej przypomina samotnego ojca z nastoletnim synem.
Minho oczywiście pracował na swój pełen etat, Taemin zaś najczęściej 'od czasu do czasu', choć wiadomo było, że praca
fizyczna nie była najlepszym pomysłem, gdy ma się brata o
arystokratycznych korzeniach mających swoje źródła
najprawdopodobniej aż w czasach cesarstwa. Taemin kręcił się zaś
nieustannie blisko księgarni, czasem idąc na przystanek busa
okrężną drogą, próbował rozmawiać z jej właścicielem.
Zdziwił się niezwykle, gdy pewnego ranka obudził się na dźwięk
budzika dopiero po dziewiątej oraz zastając kartkę z adresem, pod
który ma iść pracować. Minho próbował podziękować
Lewemu za akt jego poświęcenia, godnego prawdziwego hyunga, lecz
ten jak zwykle zbył go swoim sarkazmem, prawdziwą dumę ukrywając
pod jego warstwą. W ten oto przepiękny sposób Prawy mógł
spędzać dnie ze swoimi książkami, nawet starać się zamawiać
coraz to ciekawsze pozycje, czasem dotyczące jego ulubionego
tematu. Minho, uratowawszy pewnego starego jeepa Kia Asia Rocsta od
śmierci, zazwyczaj wpadał po swojego chłopaka około godziny
siedemnastej.
Tego dnia zjawił
się w Mount Blanc nie później, w ręku trzymając ciepłego jeszcze zawijasa z czekoladą dla swojego wyjątkowo spracowanego
partnera.
Taemin
siedział na niskim stoliczku, otoczony trzema bądź czterema
wieżami z książek. Za nim, niczym ogromny wieżowiec, piętrzyła
się półka zapełniona książkami, których grzbiety
albo nie odznaczały się niczym, albo były lśniące i kolorowe.
Wśród tego książkowego gaju na taborecie siedziała też
kobieta około pięćdziesiątki, z włosami spiętymi spinką,
rękami grzecznie spoczywającymi na kolanach i nogami złożonymi
jak u damy na eleganckim spotkaniu. Jej pantofle były wyjątkowo
pobrudzone błotem. Minho przystanął, a rozmawiający nawet nie
zwrócili uwagi na dźwięk dzwonka u drzwi. Taemin (rano
odbyli rozmowę na temat głośnego niedawno przypadku genialnego
mordercy, więc po ilości przykładów z literatury wiedział,
że ma do czynienia z Prawym tego dnia) podpierał brodę na rękach
i słuchał kobiety uważnie, niczym terapeuta na sesji. Minho
zmarszczył brwi- jakkolwiek jego ukochany przejawiał kilka
negatywnych cech, to o plotkowanie jak stara przekupka by go nie
posądził. Podszedł bliżej, trzymając szeleszcząca papierem
bułkę w dłoni i nie powiedział nawet słowa, licząc na jakąś
reakcję. Kobieta drgnęła i spojrzała na niego szybko.
- Zapraszam
w następny czwartek- uśmiechnął się Taemin, pokazując kciuk do
góry.- I liczę na jakieś informacje.
- Oczywiście, oczywiście- zgodziła się, idąc w stronę wyjścia i kłaniając się jeszcze raz lekko.- Do widzenia, Taemin. Do widzenia.
Młodszy
siedział przez chwilę ze wzrokiem skupionym za szklanymi drzwiami,
po czym wyciągnął rękę w geście proszącym o bułkę. Minho
podał mu ją, wpatrując się niego uważnie i oczekując, aż sam
wreszcie powie mu co zaszło. Chyba wyjaśnienie nie miało przyjść
szybko, bo mężczyzna zatopił zęby w swojej bułce i zdawał się
zapomnieć o wszystkim innym. Po nasyceniu pierwszego głodu wyznał,
że od pewnego czasu radzi kilku osobom w kwestii...pewnej sfery ich
życia.
Chłopak
nie odpowiedział od razu, tylko patrzył, aż Minho próbuje
uporządkować bałagan, jaki zrobił przez swoją reakcję. Wieża
niestety nie wytrzymała tego wstrząsu i upadła, rozsypując się
na drewnianej podłodze Mount Blanc. Gdyby był tu Lewy, zapewne
rzuciłby się na pomoc, oczywiście dorzucając jakąś złośliwą
uwagę, ale przynajmniej nie siedziałby jak hinduska księżniczka
na swoim niskim stołeczku, oblizując usta z czekolady i czekając,
aż jego 'mężczyzna' posprząta bałagan. Tymczasem Minho nawet nie
przeszło już przez myśl, że ten ktoś miałby mu pomóc,
przez jego głowę przechodziły różne inne myśli. Owszem,
seksuologia zawsze ciekawiła jego partnera, czytywał książki,
nawet anatomiczne, jeśli miał taki nastrój, w praktyce też
był niezły, nawet...bardzo, bardzo niezły. Ale żeby próbować
swoich sił w kontakcie z prawdziwymi osobami? Przecież zawsze można
trafić na dewianta, na którego przepisu nie ma nawet w
najmądrzejszych książkach. Zostawił jednak temat dewiantów,
bo nawet nie wiedział, komu oprócz pani w brudnych pantoflach
jego partner może dawać rady. Ostatecznie stworzył nie jedną
wieżę, ale dwie mniejsze, na wypadek kolejnych niesamowitych
informacji.
- Hm?- spytał głosem człowieka, który nie może się już więcej zdziwić.
- Że ze mną będziesz człowiekiem aktywnym niezwykle długo- powiedział z szerokim uśmiechem, w jego oczach błyskała jednak zupełna szczerość.- Rozumiemy się? Uciekasz czy ryzykujesz?
Minho
przytaknął z zawadzkim uśmiechem, nawet nie mając nic przeciwko
sytuacji, w której on, pomarszczony dziadek, będzie kochał
się z równie pomarszczonym, ale na swój sposób
nadal niezwykle pięknym dziadkiem Taeminem. Mieli jednak tak dużo
czasu do takiego etapu, prawda? Minho rozłożył ręce w geście 'i
co teraz?', pytając, jak właściwie to wszystko się zaczęło i na
czym to ma polegać.
Zaczęło
się od innej kobiety, której urodziny mogły sięgać lat
czterdziestych tego wieku. Kobieta należała do gatunku tych, które
wzorkiem drapieżnego ptaka zauważą każdy twój sekret i nie
mają oporu, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami...jeśli masz
szczęście, zrobią to z tobą, jeśli nie...z przyjaciółkami.
Taemin miał w życiu szczęście. Wytłumaczył jej, że jest dość
obeznany w takich tematach i podkoloryzował nawet, że studiował tą
dziedzinę (kłamać umiał czasem gładko i bez drgnięcia ani
jednego mięśnia twarzy, zupełnie jak jego ukochane postaci), co
zamieniło wąskie oczy kobieciny w dwa spodki. Zaczęło się od
zaczepnego pytania 'A co możesz mi poradzić, jeśli mój mąż
lata za lafiryndą z sekretariatu?', które miało
najprawdopodobniej pokazać, że ten młody piękny zna się co
najwyżej na książkach. Tymczasem on poprosił ją o kilka
odpowiedzi, podpowiedział co nieco...i szczęście znowu dopisało,
choć tym razem z drugiej strony- zachwycona kobieta powiedziała
swoim przyjaciółkom. Tae był nieco zdziwiony, gdy przyszedł
do niego listonosz, mnąc w rękach beret i pytając, czy może
chciałby i z nim porozmawiać. Lewy, jako uzdolniony matematycznie,
za pomocą logiki, popędzany strachem przed rozmowami o seksie
starych nieudaczników, obliczył prawdopodobne dni aktywności
każdego z braci. Taemin mógł dzięki temu rozmawiać ze
swoim listonoszem, który chciałby zbliżyć się do ładnej
pani z poczty, z pracownikiem małego zakładu tkackiego, którego
nie pociągała już żona, z dziewczyną, która chyba za
bardzo lubiła męskie uszy, z dwoma czterdziestoletnimi paniami ze
stażem małżeńskim. Minho był naprawdę pod wrażeniem.
- Zazwyczaj tak, choć jeśli sprawa jest naprawdę krępująca, wtedy idziemy tam- ręka młodszego wskazała na zasłonę odgradzającą magazyn od sali.
Minho
patrzył się przez chwilę na 'pokój zwierzeń', po czym
uśmiechnął się zaczepnie i spytał o czym na przykład rozmawiał
z ta kobietą. Jego partner zaczął zarzekać się, że nie zdradzi
mu tajemnicy 'lekarza', na co Minho przekornie wytknął mu, że
nawet nie był na takich studiach, a przekomarzali się tak jeszcze
po zrobieniu porządku w Mount Blanc, posprzątaniu, zamknięciu i
całą drogę do samochodu przez puste ulice. Młodszy pozostał
nieugięty na prośby i drobne fizyczne próby przekonania, jak
na przykład szczypanie w boki- był profesjonalistą, którego
szanowali jego pacjenci i nie mógł zdradzić tych sekretów
nawet Lewemu. Dopiero jadąc z powrotem starszy zapytał, dlaczego
właściwie wszytko było sekretem. Taemin spojrzał na niego leniwie
i przyznał, że troszkę wstydził się o tym mówić akurat
jemu, a Lewy obiecał dotrzymać tajemnicy.
- O
jeju, to już nieważne- wywrócił oczami, ucinając tą
część rozmowy- Kochajmy się, gdy wrócimy. Po czekoladzie
zawsze mam ochotę.
-
Kiedyś nie masz?
Dobrze,
że nikt nie jechał drogą, bo w wyniku gwałtownego odbicia w lewo
mógłby zrobić komuś krzywdę. Przynajmniej nauczył się
ostatecznie, nie nie zadawać takich ironicznych pytań w czasie
jazdy.
Droga
z miasteczka była długa i prowadziła przez w większości
niezamieszkane tereny, gdzieniegdzie usiane drzewami liściastymi.
Minho i Taemin mieszkali w miejscu (kilka kilometrów za domem
Taesuna), które nawet nie nosiło swojej nazwy, choć
niektórzy miejscowi nazywali je 'Obsraną Latarnią', ze
względu na obecny tam ten obiekt. Słowo 'obsrana' oczywiście nie
było wymieniane w oficjalnych rozmowach, ale słuszne było ze
względu na ptactwo, które upodobało sobie akurat tą
średniej wielkości wieżę jako miejsce schadzek. W każdym razie
Minseok jadący swoim nowym BMW nie miał pojęcia, dlaczego jego
brat nie mieszka w 'Naszej Mewie', a miejscu, które nazywa się
w ten sposób. Mama, czytając list informujący o miejscu
pobytu śmiała się przez dobre pięć minut, a potem w nocy z jej
pokoju co jakiś czas dobiegał chichot. Mężczyzna zrzucił to na
karb ekscytacji z powodu widzenia syna po tak długim czasie, a sam
czuł dokładnie to samo- zwyczajnie stęsknił się za swoim
dongsaengiem.
Był
ciepły, ładny październik, gdy wraz z mamą wybrali się do
'Obsranej Latarni' (postanowił nie brać żony ani córki).
Ojciec
zmarł przed kilkoma miesiącami, co przyjęli może nie bez smutku,
ale ze spokojem. Matka jakby zdawała się zapomnieć wszelkie winy,
co zdawało się bardziej na miejscu w sytuacji, gdy mężczyzna
faktycznie złagodniał i gdy...odwrót był niemożliwy. Nawet
gdyby jednak żył, nie wiadomo, czy by go zabrali. Mama wpatrywała
się w mijający krajobraz, w jej oczach ten sam błysk- wyglądała,
jakby zaraz znowu miała zaśmiać się z głupiej nazwy 'wsi' (która
była tak mała, że nie zasługiwała nawet na to miano). Okolica
ogólnie rzecz biorąc była urokliwa- spokojna, przepełniona
szumem morza i tylko linie telefoniczne psuły co jakiś czas swojski
krajobraz. Minseok niestety wiedział, że będą mieli problem ze
znalezieniem 'kilku brązowych domków'. Znaleźli dom,
owszem, ale...Taseuna. Ten poinformował ich, że dotarcie do jego
brata będzie nieco bardziej skomplikowane, bo 'Obsrana Latarnia'
znajduje się dalej, bliżej morza. Narysował im mapę na kartce, a
po kilkunastu minutach głowienia się nad jej znaczeniem mężczyzna
zaoferował odwiezienie ich osobiście. Mama pozostawała jedyną
osobą na pokładzie wycieczki, która zdawała się nie tracić
przekonania, że jej syn mieszka w cudownym, dalekim od cywilizacji
miejscu. Minseok był nieco zmęczony i chyba dostawał lądowej
choroby morskiej.
Taesun
wysadził ich swoim rozklekotanym jeepem (prawie identycznym jak ten
należący wtedy do Minho, tyle, że białym) na miejsce i odjechał,
musząc szybko wracać do chorego syna. Dom jego brata spodobał im
się od pierwszego wejrzenia- drewno, zdecydowanie dużo ładnego
drewna. Stał w otoczeniu liściastych drzew, parterowy, z ogromnym
podwórkiem i sznurkami kolorowego prania. Minseok kątem oka
zauważył jakiegoś faceta stojącego przy szopie i grzebiącego w
aucie, ale nie przywitał się- pewnie sąsiad. Pierwszą rzeczą,
jaką zaś ujrzeli po wejściu, były książki...dużo książek
(Taesun, gdyby chciał, mógłby rozpoznać kilka swoich, które
'zniknęły' podczas przeprowadzki od niego- jego brat bywał czasem
książkowym kleptomanem). Następnie muzyka płynąca ze
staromodnego gramofonu zaprowadziła ich do salonu, gdzie Taemin
sprzątał, machając rękami i ruszając biodrami do rytmu 'Super
Freak'.
Minseok
nigdy nie widział go z bliska, ale wiedział, że to musi być
Taemin. Może minęło te kilka lat, może nie był już
nastolatkiem, poszerzył się w nieco barkach i stracił nastoletnią
niezgrabność, to jednak wciąż miał swoje urocze dziecinne
policzki, pięknie wykrojone oczy i usta. Jego proste, gęste włosy
wciąż były ciemnobrązowe i przydługawe, co Minseok skwitował
ironicznym stwierdzeniem, że może wybrał życie hipisa, czy jak
oni się tam nazywają...Tae porzucił w końcu ścierkę,
witając się z nimi szczerze zdziwiony, kłaniając się wyjątkowo
nisko mamie Minho, której błyszczały się oczy. Jedli, gdy
Minseok postanowił wreszcie zadać podstawowe pytanie.
- Nie rozmawialiśmy z nim- zmarszczyła brwi mama.- Zaczynam się zastanawiać, czy go przed nami nie ukrywasz.
Mężczyzna
spojrzał na nich zdumiony, wkładając do ust kurczaka i patrząc to
na hyunga swojego partnera, to na jego matkę. Minseok zapewnił, że
nie widział swojego brata na podwórku, tylko jakiegoś faceta
stojącego nad czymś jakimś rzęchem. Tae na to zaczął się
śmiać, o mało nie wypluwając wszystkiego, trzymając rękę przy
ustach. Mama spojrzała na syna, syn na mamę, nie rozumiejąc tego
ataku rozbawienia u chłopaka. Co jakiś czas powtarzał 'jakiś
facet', kręcąc głową. Pani Choi przez chwilę zachichotała, bo śmiech zdawał się być zaraźliwy, aż w końcu
mężczyzna spoważniał nieco i powiedział, że ten 'facet' to ich
rodzony brat i syn. Minseok wpatrywał się w niego przez chwilę w
kompletnym zaskoczeniu, mama miała oczy wielkości spodków.
Taemin wstał, pobiegł po drewnianej podłodze niczym rozweselony
nastolatek i otworzył okno, głośno krzycząc, by Minho przyszedł
jak najszybciej. Jego brat pojawił się potem w drzwiach, a
najmłodszy ze wszystkich już tam stał- stanął przy nim, jakby
chcąc ich porównać. Minseok...był wciąż w głębokim
szoku. Minho zawsze był wysoki, ale teraz zdawał się być jeszcze
ciut wyższy. Z pewnością praca jeszcze bardziej go 'wyrobiła',
zdawał się mieć też spojrzenie człowieka dużo starszego, niż
był w rzeczywistości, ale wcale nie było zmęczone. Miał na sobie
zwykły, szary podkoszulek i zniszczone dresy do pracy, włosy
nieułożone. Taemin stał obok niego, zadowolony...czyżby wystawił
na krótką chwilę język w geście zadziornej dumy?
- Chyba
tak- odparł z ironią Minho, wycierając brudne ręce o swoje
spodnie.
Wyjechali
po tygodniu, spędzając miły czas nad morzem, dotleniając się,
odwiedzając latarnię niemal codziennie i będąc w 'Naszej Mewie'
tylko raz- po tej wizycie stwierdzili, że faktycznie lepiej, że
mieszkają tak daleko, bo takie mieściny są czasem jeszcze gorsze
niż wielkie bezosobowe metropolie. Minho podzielał tę opinię,
choć czasem prawie godzina nudnej drogi z pracy do domu była
uciążliwa- dobrze chociaż tyle, że mieli samochód i nie
musieli wracać busem, który jechał tylko do pewnego momentu.
Pozornie w tej głuszy niewiele było możliwości bycia
zaatakowanym, ale strach jednak był, zwłaszcza po jednym
incydencie, gdy pewnego razu Minho wracał późnym wieczorem i
spotkał najprawdziwsze dziki. Jak wiadomo, z takimi nie ma nigdy
żartów i mimo przekroczenia wieku dwudziestu trzech lat oraz
zachowania zimnej krwi, bał się jak mały chłopiec. W 'Naszej
Mewie' nie było dzików, ale byli Kim Jonghyun, Pan Małomówny
oraz Duży Han.
Ten
drugi nie był oczywiście uciążliwy, ale niezwykle gryzł
charakter Tae, który mówić lubił dużo. Jego szef
zdawał się być zupełnie innym typem osobowości, co nie
przekonywało młodego do poddania się. Mężczyzna gładził
grzbiety książek z namaszczeniem, a jego ekspedient, kompletnie nie
zainteresowany książkami oczywiście, nawijał. Czasem nawet
twierdził, że Taemin pomaga ludziom w bzykaniu, a on sam postara
się wyleczyć tego smutnego człowieka. Prawy zawsze komentował te
zabiegi ironicznym spojrzeniem, jakoby właściciel Mount Blanc był
nienaruszalnym głazem. Tae znowu postępował wbrew wszystkim i
mówił, mówił, mówił. Facet musiał czuć się
nieco zdezorientowany, że jednego dnia jego subiekt potrafi leżeć
jak nierób na ladzie i pytać go, kiedy ostatnio był w kinie,
a następnego dnia ta sama osoba będzie siedzieć zanurzona w
lekturze 'Świata sześciu zmysłów' bądź jakiejś powieści
filozoficznej. Zdawał się go jednak...lubić. Młodszemu udało
się z niego wyciągnąć parę interesujących informacji, na
przykład to, że służył w wojsku i nie miał czasu na takie
błahostki, jak związek. Taemin czasem obawiał się, że stracą
pracę przez wścibstwo jego braciszka, ale Minho zawsze go
uspokajał- on naprawdę lubi Tae. Nie mogli wiedzieć, że
hyung miał rację- pewnej nocy Pan Małomówny, czyli Park
Dongjae, chciał popełnić samobójstwo. Stał już na
parapecie okna na najwyższym pietrze trzypiętrowego domku, w którym
znajdowała się Mount Blanc, gdy przez głowę przeszła mu jednak
głupia myśl, że...nie powinien robić tego temu dzieciakowi w
ciele dwudziestokilkulatka. W całej swojej przesyconej książkami
wyobraźni zobaczył mężczyznę w kolorowej koszulce idącego
ulicą, pogwizdującego i pobrzękującego kluczami, zobaczył go,
jak zatrzymuje się nad roztrzaskanym na betonie ciałem...i wyraz
jego twarzy zmienia się. Park nie zabił się tamtej nocy, ani tej,
ani następnej. Lee Tae jednak tego nie wiedział, nie przerywając
swojej walki z charakterem szefa, tak samo jak nie wiedział tego
Taemin, czytając swoje książki i wymieniając z nim tylko
uprzejmości oraz kilka zdań.
Kolejnym
miasteczkowym 'dzikiem' był Duży Han, który pracował z
Minho w zakładzie stolarskim od kilku miesięcy. Kojarzył mu
się z Yunem (ciekawe, co się działo z biedakiem...?), gdyż tak
jak on...był upośledzony- miał to nawet na papierze. Może nawet jeszcze bardziej, tak bardzo,
że dzieci żartowały z niego, że jego matka usiadła mu na głowie
zaraz po porodzie. Cóż, taka mogła być prawda. Nazywali go
'duży', bo rzeczywiście był duży. Jeśli przeciętny
Koreańczyk nie może poszczycić się wyjątkowym wzrostem, to
Han...był jak niedźwiedź. Tłusty, wysoki, nieporadny. Gdy
pierwszy raz zobaczył go Taemin, od razu zapytał, czy Yun
przypadkiem nie pojechał za nimi autostopem, żeby ich ostatecznie
zamordować. W każdym razie każdy o zdrowych zmysłach spytałby,
kto dał takiemu komuś pracę, gdzie ma się do czynienia z
maszynami tnącymi...ale na to pytanie Minho odpowiedzieć by nie
umiał i inaczej niż tak, że chłopak po prostu mieszkał tam od
zawsze i jeśli można było go czymś zająć, to niech robi i to.
Do maszyn i tak nie był dopuszczany, jego pracą było zamiatanie i inne lekkie prace.
Kiedyś Duży Han wszedł
do pracowni w swoich zwyczajowych ogrodniczkach, wycierając paluchy
o ich materiał. Prawdopodobnie wrócił z jednej ze swoich
ośmiu przerw śniadaniowych. Choi podniósł wzrok znad
drewna, które zaraz miał zamiar oszlifować.
- Mam urodziny. Czterdzieści dwa dni od dzisiaj- powiedział ze swoim zwyczajowym kretyńskim uśmiechem, nie przerywając wycierania palców.
- Nie zapomnę złożyć ci życzeń- odparł miłym tonem.
- Chodź wtedy do mnie- wypalił Duży Han, obnażając zęby (dwóch brakowało) w uśmiechu. – Przyjdź ze swoim bratem.
-
Oczywiście- obiecał, wiedząc, że Han i tak nie organizuje żadnego
przyjęcia.
Mniej
więcej tak wyglądała ich relacja, jeśli tak można było to w
ogóle nazwać. Minho nie miał pojęcia, że w tamtym momencie
Han mówił jak najbardziej poważnie i naprawdę planował
'przyjęcie'. Zapomniał jednak o tym, wracając do swojego stołu i
myśli, że może powinien zaprosić Taemina na obiad z okazji ich
rocznicy. Mieszkali już nad morzem parę lat, na własnym gruncie
dopiero niecałe dwa, ale właściwie chyba już zapuścił korzenie.
Dojście do wody nie trwało więcej niż dziesięć minut, mieli
nawet swoją własną, wyznaczoną palami ścieżkę. Z biegiem czasu
obaj jego partnerzy zdawali się coraz bardziej przypominać jedność,
choć jednocześnie pozostawali tak samo różni- zwyczajnie
wszystko ułożyło się na właściwym miejscu w umyśle Minho. Był
z 'Taeminem', jednocześnie kochając ich obu równie mocno i
nie rozdzielając. Sam nie rozumiał jednak tej zależności na tyle
dobrze, by wytłumaczyć ją synowi Taesuna, rezolutnemu
siedmiolatkowi z wieloma pytaniami w zanadrzu. Ten niezwykle dziwił
się, jak to możliwe, że wujek Tae i wujek Taemin nie lubią tych
samych lodów albo dlaczego jeden zawsze gra z nim w szachy, a
drugi mówi, że chętniej porzuciłaby z nim lotkami w tarczę.
Minho odpowiedział na to jedynie tym, że on też robi 'różne
rzeczy' z każdym z wujków i nie umie tego wyjaśnić.
Wracając
jednak do dzików i zostawiając na krótką chwilę
temat Dużego Hana, pozostawał jeszcze...Kim Jonghyun. Facet był w
wieku Minho, może nieco starszy. Urodził się i wychował w
rodzinie właścicieli najpopularniejszej restauracji w 'Naszej
Mewie'. Jego mama i siostra były kucharkami, tata managerem, a on
sam kelnerem. Teoretycznie Taemin popełnił ogromny błąd,
wstępując do czerwono-żółto udekorowanego lokalu i dając
się wkręcić w rozmowę z sympatycznym, opalonym zdrowo Jongyunem.
Kelner nie tylko przyniósł mu dodatkową porcję lodów,
ale zaczął drążyć temat jego niejakiej sławy w miasteczku,
sławy...Tego Od Bzykanka. Ten przyznał, że owszem, pomaga ludziom
w tej kwestii, na co jemu nowemu znajomemu zabłysły oczy. Szybko
okazało się, że Jonghyun to typ bardzo przyjacielskiego rzepa,
który niezwykle zainteresowany jest korzystaniem z usług tego
typu. Tae podobno o mało nie zastrzelił go, gdy ten przychodził do
Mount Blanc jeszcze w swoim pasiastym fartuchu i chciał rozmawiać.
Najczęściej opowiadał o swoim związku ze śliczną dziewczyną,
która jednak trzyma swój pierścień czystości i
cholera, chciałby szanować jej zdanie, ale z drugiej strony jest
tak trudno! Taemin starał się jak mógł, by w swoich radach
dogodzić 'klientowi', z czasem stali się czymś w rodzaju bardzo
dziwnych przyjaciół. Taemin skarżył się na niego w nocy,
gdy leżał z usypiającym Minho, chował się za słupami, gdy
widział z daleka jego pstrokaty fartuch, unikał jak ognia
restauracji oraz spuszczał zawieszkę 'zamknięte', gdy ten pojawiał
się na horyzoncie...a jednak w pewien sposób go lubił. Może
na odległość. Może w taki sposób, w jaki uważa się, że
dziki są ładne- z daleka.
- Wow! Tylko wiesz, że będziesz musiał zabrać nas dwa razy, tak?- upewnił się Taemin, ściągając swoje okulary (które tak naprawdę nie miały nawet szkieł, były tylko dodająca powagi ozdobą).
- Jasne, że biorę was dwóch. Myślałem nad...piątkiem i sobotą.
Taemin
zgodził się entuzjastycznie, pochylając się nad stolikiem i
całując go w usta. Nie rozłączyli się przez chwilę, dzieląc
się swoim ciepłem i ruszając niespiesznie ustami. Jeśli chodziło
o branie ich obu, to nawet nie pomyślał o sytuacji, w której
to jeden z nich miałby nie obchodzić rocznicy. Już same urodziny
obchodzili zawsze osiemnastego lipca i tego, który wypadał
jako następny- mieli też zawsze dwa prezenty. Minho zawsze starał
się wymyślać je na tyle różne, by nie doprowadzić do
niesprawiedliwej sytuacji, gdzie jedna osoba dostaje dwa prezenty
(cóż, zazwyczaj się udawało, raz tylko nie trafił z
zabytkowym młynkiem do kawy dla Taemina- dotychczas nawet nie
wiedział, że tej jej nie znosi). W każdym bądź razie trzeba było
przeżyć rocznicę z każdym z nich należycie. Gwoli wyjaśnienia,
nie była to rocznica dnia, w którym razem pobiegli do lasu i
zgodzili się, by 'być razem'. Była to rocznica dnia, w którym
poznali się po raz pierwszy- piętnastego dnia czerwca. Wtedy
zaczęło się wszystko, wtedy już wiadome było, że są dla siebie
ulepieni. Uczczenie tego warte było straty pewnej ilości benzyny.
- Może w Spain?- Minho uśmiechnął się złośliwie.
Była
to oczywiście restauracja Jonghyuna.
Taemin
udawał, że chce go udusić, na co Minho wybuchnął śmiechem. Sam
niezbyt miał ochotę, by kelner przysiadł się do nich w trakcie
ich randki i opowiadał o swoim związku bądź mówił
cokolwiek. Wiadomym było przecież, że z chwilą, gdy zobaczy
Taemina, nie przejdzie mu nawet przez myśl, by zostawić go w
spokoju. Zwłaszcza, jeśli można zobaczyć go razem z jego facetem,
wow, cóż za niesamowita okazja, by zobaczyć
dwóch...homo...razem na randce. Niesamowite. Minho skończył
się śmiać i przyznał, że zarezerwował już stolik w nieco
spokojniejszym i wolnym od Jonghyuna miejscu.
.
Wow. Dopiero skomentowałam jeden rozdział, a już jest drugi.
OdpowiedzUsuńTaemin mógłby otworzyć swój własny gabinet i na tym zarabiać. To byłoby ciekawe.
Zawsze wyobrażałam sobie Minho i Taemina mieszkających gdzieś w domku za miastem. W lesie. Tylko oni. I mały piesek biegając między nogami. Są idealną parą. Samą w sobie.
Był przeskok kilku lat, tak? Coś tak myślałam, że ten facet to Minho. Spotkania z rodziną mogą być przyjemne. Po długim czasie.
Czyli, że dziecko brata Taemina było uświadomienie, że w jednym wujku są jednak dwaj wujkowie? Więcej zabawy.
Tak bardzo się cieszę, że żaden z braci nie będzie zabity, tylko zostaną obaj. <3 Chociaż nie spodziewalam się, że to akurat Lewy jest tym pierwszym. Ale już chyba przestali zwracać uwagę.
Widzę, że koniec zbliża się nieubłaganie i trochę mi smutno. Jednak cieszę się, że byłam tutaj w trakcie dodawania i mogłam przekazywać Ci moją opinię, która zwykle była bez sensu.
Poczułam takie ciepło, jak pomyślałam, że to jest takie ICH sielskie życie. Ich marzenie się spełniło i możemy to zobaczyć. Opisałaś taką ich codzienność, co bardzo mi się podobało - wspaniale się o niej czytało. W dodatku niezwykłą codzienność, bo mimo że mieszkają na wsi (Obsrana Mewa, urocza nazwa XD), daleko od mieściny, to mam wrażenie, że ich życie nigdy nie będzie nudne, nie z dwoma Taeminami. ;) I świetnie, że przystosowali się do życia w trójkę.
OdpowiedzUsuńUcieszyłam się też, że naszą parę odwiedziła mama i brat Minho. Dobrze, że utrzymali relacje i nie muszą się przejmować (mam nadzieję) nieprzyjemnymi osobami.
Naprawdę ciekawy rozdział. Cieszę się, że 3min jest razem w tej cudownej morskiej scenerii <3
Situs Judi Casino Online & Agen IDN Poker Online
OdpowiedzUsuńGame slot online jackpot terbaru serta di 울산광역 출장마사지 Asia, situs 경상남도 출장안마 judi poker online terpercaya 천안 출장샵 serta casino online 남원 출장샵 terbaik, judi bola dan poker terlengkap. 익산 출장샵