Dopiero pod wpływem szkolnych pozytywistycznych powieści nabrałam ochoty rozbudować kiedyś to opowiadanie, ale to dopiero po zakończeniu projektu. Bez przesady oczywiście, będę starała się unikać utuczonych niczym świnka opisów, ale nieco większe nie będą grzechem ;D.
Z Taeminem jest nas trzech: Lewy i Prawy.
Pierwszy raz poznał Taemina piętnastego czerwca. Okazało się, że rozmawiał wtedy z Lewym, jak zwykło nazywać go otoczenie. Z późniejszej rozmowy w samochodzie między matką a Minho potwierdziło się, że ów brat jest „bardziej uciążliwy” i źle dogaduje się z resztą rodziny, no, może poza ojcem. Dopiero pozbawiona wpływu niezwykłej i eleganckiej aury pani Daisy, jego mama zdawała się być bardziej krytyczna wobec jej osoby i stwierdziła, że ta kobieta nie umie sobie po prostu poradzić z takim dzieckiem powinna mieć kogoś perfekcyjnego, najlepiej skromną ładną córeczkę. Jeśli chodzi o rodzinę Choi, to Minho mógł śmiało przyznać rację, że oprócz ojca (który po swoim wypadku obraził się na cały świat) wszyscy zdawali się ‘radzić sobie z nim’. Tymczasem według pobieżnej obserwacji jego mamy, mama Taemina była sfrustrowana i zmęczona posiadaniem takiego dziecka, choć oczywiście kochała go, to jednak nie umiała panować nad nerwami, a to nigdy nie kończy się dobrze. Ona sama przypominała osoby z problemami natury psychicznej, po przecież zewnętrznie była elegancką i uroczą damą, a prawdopodobnie skrywała w środku potwora.
Minho milczał na temat tego, co zdarzyło się na antresoli. Oczywiście wspomniał o tym, że Lewy jest nieco wygadany i jednocześnie, oczywiście, może za tym wszystkim kryć się zwyczajna chęć zwrócenia na siebie uwagi. Zainteresowania. Wspomniał także, że pojawiła się rozmowa na temat Kapitana i chyba tylko tyle mamo, nic więcej. Tak naprawdę jednak doszedł do wniosku, że Lewy musi być naprawdę piekielnie samotny, skoro wymusza uściski od obcych sobie osób, nawet, jeśli te osoby im się podobają. Właśnie. Kolejna rzecz, o której mama raczej nie powinna się dowiedzieć. Zdecydowanie mogłoby im to pokomplikować kontakty, nie wiadomo, co zacznie dziać się w głowach matek, które dowiedzą się, że ich zaplanowana ‘terapia’ może obrócić się w romans. Może.
-Minho- powiedział do lustra, naśladując głos Kapitana, takim, jakim go zapamiętał, czyli sarkastycznym- Nie ma romansu. Może robi to każdemu kolesiowi?
Mówienie do siebie nie było jego codzienną praktyką, ale zdarzało mu się to. Z lustra patrzył na niego wysoki, wyrzeźbiony przez miłość do sportu chłopak z dużymi oczami, zdrowymi, lekko zmierzwionymi włosami i blizną na policzku. Był przystojny, wiedział to, choć zdawał sobie sprawę, że na razie i tak musi sporo się wyciszyć i uspokoić po odejściu Kapitana, by móc żyć normalnie, mieć kogoś. Prawdę mówiąc, nie miał nawet pomysłu, kogo. Lubił chłopaków, ale nie miał pojęcia, gdzie spotkać takich jak on i czy ma szansę, więc bez większego żalu dopuszczał do siebie myśl, że mógłby być z dziewczyną…jak już mu się zdarzyło dwa razy. Niewystarczająco inny już był, by wyróżniać się jeszcze tym?
Taemin…był diabelnie śliczny i on nie mógł temu zaprzeczyć. Kto byłby w stanie? Nie był wcale cherlawy i delikatny jak typowi 'ładni chłopcy', był po prostu idealny, niczym wyjęty z jakiejś fantazji z głębi umysłu. zwyczajnie pasował, będąc przy tym jak najbardziej realnym. Spodobał mu się. Nigdy jeszcze nie czuł takiego podekscytowania na myśl o spotkaniu z drugą osobą, nawet podczas jego jakże „głębokich” związków. I jeśli to miało oznaczać pierwsze legalne zauroczenie, to powita je z otwartymi ramionami, jakkolwiek ryzykował sporo. Na przykład w stawce był stan Taemina, który mimo, że był zdrowy, a posiadanie brata bliźniaka nie było chorobą psychiczną, to jednak bycie w emocjonalnym trójkącie już było złe. Zazdrość, nawet teoretycznie o siebie samego, mogła mieć złe skutki.
Dlatego trzeba było się pozbyć któregoś z nich, czy Lewy tego chce, czy nie.
- Który z nich….był pierwszy?
- Właśnie chodzi o to, że nie wiadomo. Chcielibyśmy, żebyś to ustalił- przyznała Daisy, popijając łyk swojego cappuccino z pianką, która zostawiła uroczy wąsik- Możesz mnie spokojnie oskarżyć o bycie złą matką, ale to naprawdę było nie do zauważenia.
- Nie chciałem nic takiego sugerować- upewnił ją Minho, uśmiechając się szarmancko, w głębi ducha właśnie to jej zarzucając.
Kobieta zdawała się być nim oczarowana, ale wciąż trzymała się na oczywisty dystans z racji wieku i roli, jaką młodzieniec miał spełnić w życiu jej syna. Zapytana, dlaczego tak trudno rozróżnić, westchnęła i spojrzała zamyślona za okno. Po chwili takiego teatralnego zatopienia we wspomnieniach, przyznała, że od początku jej dwaj ‘bliźniacy’ mieszali się, choć oczywiście Prawego było więcej, dlatego też nazywany jest Prawym. Minho poczuł ukłucie małej złości na bezmyślność rodziny, która już na starcie określiła jednego Taemina jako ‘Lewego’, czyli gorszego. To tak jakby nadać dziecku imię ‘Debil’ i dziwić się, że stresuje się na kartkówkach oraz łapie złe oceny. Oczywiście nie powiedział żadnej ze swoich myśli na głos, słuchając jedynie takich historii jak to, że Lewy Taemin znajdował sobie beznadziejnych przyjaciół i jak zazwyczaj kończyły się takie znajomości, o tym, że obaj bracia wygrywali olimpiady matematyczne, ale to Lewy kradł pieniądze ich brata. Wspominała też o takich jego wybrykach jak ucieczki do domu ojca, niewracanie na noc. Opowieść była w gruncie rzeczy zupełnie przewidywalna i od razu pokazywała postawę matki, która dość miała Lewego i od razu zakładała, że to on jest do wyeliminowania.
-Dlaczego więc pani nie powie, że trzeba pozbyć się ‘Lewego’?
- Bo jednak wydaje mi się, że to on jest starszy. Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, ale czytałam, że może źle się skończyć, jeśli zabije się tego, który jest ‘pierwotny’- powiedziała, przesuwając eleganckim palcem po serwetce- Zrozum, nie chcę, żeby Taemin umarł, nawet, jeśli czasem go nienawidzę. To moje dziecko.
- Jak pani chce, abym dowiedział się prawdy, skoro nawet pani tego nie wie…
- Bo mu się podobasz- powiedziała otwarcie, uśmiechając się nieadekwatnie do poruszanego tematu- Myślę, że w końcu zmusisz jednego do powiedzenia, kto jest pierwszy i kto powinien odejść. Potem znikniesz z jego życia.
Ostatnie stwierdzenie w pewien sposób go zmroziło, bo prawdę mówiąc, nie planował odejścia…nawet mimo tego, że widzieli się dopiero raz, chłopak zaciekawił go niemiłosiernie. Nie było mowy, żeby tak po prostu sobie odpuścił, bo jego matka, która nawiasem mówiąc chyba naprawdę była suką, żądała od niego czegoś takiego. Z wprawą ukrył jednak prawdziwe emocje i popił łyk wody.
- Właściwie chyba zabrzmiałam trochę nieprzyjemnie, nie to miałam na myśli- poprawiła się- Jeśli się polubicie, to nie mam nic przeciwko, żebyście zostali blisko siebie. Po prostu chcę, żeby TO już się skończyło. Wszyscy się męczą, a najbardziej oni…przykro mi na to patrzeć.
Tym razem nie było wyczuć żadnego ukrywania prawdziwych emocji i Minho miał wrażenie, że zobaczył kurze łapki. Czasem maska eterycznej tancerki musi opaść i pewnie nie było jej winą, że w ogóle ją nosiła. Niektórym osobom, jak na przykład pięknej Daisy, nie wypadało być smutną, zmartwioną czy po prostu starą. Minho nie odważył się wykonać żadnego współczującego gestu, dlatego tylko odchrząknął i zanotował sobie w myślach, że jego zadaniem jest sprawdzić, który z nich jest prawdziwym Taeminem i który z nich powinien w ostateczności nosić to imię.
- I proszę, staraj się ignorować to, gdy któryś z nich mówi, jak bardzo kocha drugiego…ta miłość tylko ich krzywdzi. Ta sytuacja.
- Postaram się, pani Lee.
Tak naprawdę nie był wcale pewien, czy mimo miłości do syna, Daisy ma pojęcie o tym uczuciu w ogóle, skoro prosi go o coś tak bestialskiego.
Myślał nad sytuację całą noc i dopiero wtedy doszło do niego, w co właściwie dał się wrobić. Nie chodziło o to, że był leniwy i nie chciało mu się zajmować takim ‘beznadziejnym przypadkiem’, po prostu nie wiedział, jak powinien czuć się w roli ‘psychologa’. Bo chyba tak właśnie miało wyglądać jego zdanie, jak wywiad i odszukanie problemu dręczącego Taemina. Pytanie tylko, jak to zrobić, skoro nie umiał pomóc sam sobie, a jego własna sytuacja była oczywista? Kapitan ujawnił się dopiero w wieku czterech, może pięciu lat, wtedy prawda od razu wyszła na jaw (notabene rok później szlag trafił także ojca i właśnie wtedy zdarzył się niefortunny wypadek na nartach). Jakże on ma sobie poradzić z kimś, kto zupełnie nie chce powiedzieć, który z braci ma prawo zostać w ciele i na dodatek w sytuacji, gdy zwyczajnie spodobał mu się? Przecież to od razu oznaczało subiektywność i prawdopodobnie niedługo, podczas osądu, będzie kierował się tym, którego z nich bardziej polubił. Chyba najbardziej bał się faktu, że mógłby okazać się kolejną osobą, która odrzuci Lewego.
Nie chciał należeć do bezmyślnego sztabu ludzi, którzy spychali go na bok.
Po nocy pełnej rozmyślań miał trening, po zakończeniu którego miał zamiar odwiedzić dom państwa Lee. Nie dostał jasnego komunikatu, że może wejść do środka, bo Daisy wspominała, że lepiej, żeby gdzieś poszli, bo Taemin nie czuje się komfortowo w tym mieszkaniu. Podobno zawsze powtarza, że go nie cierpi i nie czuje się tak swobodnie, a ona nawet nie wie, dlaczego. W każdym razie tego dnia Minho grał w koszykówkę jeszcze bardziej agresywnie i nawet jego koledzy dziwili się, że ktoś ‘aż tak go *niecenzuralne słowo*, że chyba zaraz ich wszystkich rozwali’. Właściwie myślał o Kapitanie, o tym, jak skomentowałby tą sytuację i jak zapewne próbowały skorzystać z okazji, że pani Lee jest pozbawiona męża i właściwie, to chyba na niego leci. Takie myśli dodawały mocy jego rzutom, umacniały go w przekonaniu, że decyzja o pozbyciu się brata była słuszna. To nie tak, że całkowicie go nie kochał czy nie czuł się źle, że dwa lata temu zabił własnego bliźniaka, ale z drugiej strony, taka wewnętrzna walka między nimi i złośliwości ze strony sfrustrowanego Kapitana męczyłby ich obu. Zwłaszcza kłopotliwe mogłoby się okazać to w sytuacji, gdyby rano obudził się w ramionach z nagą Daisy, nie pamiętając niczego konkretnego.
-Yun, co ci jest?!- wydarł się trener, gwiżdżąc- Grasz jak baba, a szło ci już tak dobrze! Znowu ci dokuczali?
Yun, który miał pewne problemy z rówieśnikami, był w ich drużynie od roku. Minho zawsze komentował to ironicznie, że ich drużyna składa się z diabelnie utalentowanych świrów i odrzutków, z nim samym oraz mającym znamiona ADHD Hyunem na czele. Chorobliwie nieśmiały, ale zwinny gracz wskazał ręką w kierunku publiczności.
-Nie mogę grać, ten ktoś patrzy. Przepraszam.
Chłopcy zaczęli na niego buczeć i krzyczeć, wciąż przepełnieniu adrenaliną nie opadłą od czasu przerwania gry, tymczasem Minho, oczywiście równie nabuzowany jak wszyscy, spojrzał na trybuny. Siedział na nich nie kto inny jak Taemin, z nogami rozłożonymi w kolanach i złączonymi stopami, a na głowie miał czapkę, dzięki czemu wiatr nie rozwiewał mu włosów. Ku zdziwieniu drużyny Minho rzucił piłkę z rozmachem, zaczynając iść w stronę widowni. Trener, znający jego barwną przeszłości i różne zachowania, pewnie przez chwilę przestraszył się, że idzie sprać niechcianego gościa. Na boisku było cicho, jednak w końcu zaczął się normalny rumor, trener zarządził ‘zabawę’ i niech wszyscy zbiorą się do kupy, bo pożałują tego podczas Pucharu. Uspokoił się chyba, widząc, że nie zanosi się na bójkę. Tymczasem Minho podchodził bliżej, aż zatrzymał się w końcu tuż przed widownią, wiatr rozwiewał mu luźne dresy, włosy, przepoconą koszulkę. Taemin patrzył się na niego zza grzywki, ale w zdecydowanie miększy sposób i to podpowiedziało Minho, że może mieć właśnie do czynienia z Prawym.
-Jestem Taemin- przywitał się chłopak, wstając na krótko i pochylając głowę w geście powitania- Wiem, że poznałeś już mojego brata. Mogę nazywać cię hyung?
-Jasne- Minho uśmiechnął się szeroko, ocierając pot z czoła i zgrabnym susem wskakując na pierwszy rząd trybun- Więc jesteś…Prawy, tak?
- Nie bardzo lubię to przezwisko, ale na razie wystarczy- odwzajemnił uśmiech, bawiąc się klapą swojego plecaka, zapewne przez nieśmiałość- Przepraszam, że tak niespodziewanie, ale zacząłem oglądać grę i mi się spodobało. Kochasz to.
Trudno było stwierdzić, dlaczego użył akurat zdania twierdzącego zamiast pytania, ale Minho zaakceptował to. Czuł się dziwnie pewniej siebie niż podczas ich pierwszego spotkania, jakby ‘Lewy’ w jakiś sposób troszkę go onieśmielał swoją szczerością i wylewnością, a ten tutaj był taki uroczy i miły, że nie było na co uważać. Ciszy szept instynktu jedynie podpowiadał mu, że może nie do końca jest tak czarno-biało. Migdałowe oczy, które poprzedniego dnia wpatrywały się w niego mocno, teraz obserwowały go rozszerzone, jakby przez samo to, że stoi tak z butami na siedzeniu, jest taki wysoki, jakby to wszystko czyniło go jakimś bóstwem. Minho odgonił te beznadziejne, pełne śmiesznego samouwielbienia myśli, dusząc je od razu wspomnieniem choćby tego, jak wiele żenujących porażek zdarzało mu się wżyciu (wpadnięcie na słup od kosza i rozbicie sobie łuku brwiowego chociażby). Wewnętrzne zażenowanie tymi anty-ego wspomnieniami przerwało przypomnienie sobie czegoś- mianowicie pożegnalnego uścisku.
- Nie wiem, czy…jak właściwie na niego mówisz?
- Większość mówi na niego Lewy, więc na razie tego używaj. O co chodzi, hyung?
- Więc nie wiem, czy Lewy mówił ci o przytuleniu. Mnie.
Mina chłopaka jasno mówiła, że nie miał o tym pojęcia. Po chwili stwierdził jedynie, że zdarzają mu się takie rzeczy i musiało wynikać to z faktu, że po prostu rzadko kto jest dla niego miły, jak tylko orientuje się, że ‘coś się z nim dzieje’. Podczas tej krótkiej rozmowy Minho wyraźnie poczuł, że Taemin nie czuje wrogości do swojego brata, może jedynie trochę zirytowania, jak matka mówiąca o swoim niesfornym dziecku. Kochał go. Do tej pory o miłości między spętanymi bliźniakami czytał tylko w książkach, w życiu doświadczając tylko odwzajemnionej wrogości od swojego własnego brata.
Minho zszedł ze swojej pozycji boga, siadając obok Taemina, zostawiając jednak jedno miejsce wolnej przestrzeni między nimi na znak szacunku. Zaskoczył go nieco ruch chłopaka, który od razu przysiadł się tuż obok niego i uśmiechnął się lekko. Wbrew pozorom jego oczy nie zmieniły nagle wyrazu, to nie był Lewy i widocznie ocena, iż jeden musi być nieśmiały a drugi wygadany musiała być pochopna. Chłopak poprawił czapkę i sięgnął do swojego plecaka, podnosząc go z niezwykła ostrożnością z ziemi. Minho obserwował każdy ruch rąk z nadgarstkami ozdobionymi rzemykami, nie umiejąc też powstrzymać się od spoglądania na twarz swojego nowego znajomego. Pacjenta. Na tą myśl zaśmiał się mimowolnie, bo była tak absurdalna…Doktor Minho i jego niezwykle trudny pacjent walczą o niezaaplikowanie mu elektrowstrząsów. Migdałowe oczy spojrzały na niego pytające, z iskierkami ciekawości.
-Nic, głupia myśl, właściwie przypomniało mi się coś – i podał na wprędce tytuł książki, którą okazał się też znać Taemin, co obaj skwitowali szerokimi uśmiechami. Miło jest mieć wspólne zainteresowanie.
Dopiero po tej wymianie zdań powrócił na sekundę do poprzednich myśli, tym razem poważniejszym gruncie. Jakże cieszył się, że minęło te kilka dekad i ani on, ani Taemin nie musieli znosić piekła takich metod jak właśnie elektrowstrząsy. O takim 'leczeniu' bliźniactwa w latach 40-tych zdążył się już naczytać.
Wszystko zeszło na dalszy plan, gdy Taemin wreszcie wreszcie otworzył plecak i z taką samą ostrożnością i czułością wyjął z niego…zawiniątko z małego ręcznika. Po uchyleniu rąbka okazało się, że trzymał w nim tą samą śpiącą ropuchę, którą wcześniej widział w akwarium w domu państwa Lee. Minho pochylił się nad zawiniątkiem, wiatr rozwiewał mu włosy i zagłuszał nawoływania trenera, który żądał jego powrotu na boisko. Tymczasem Taemin czule przesunął palcem po grzbiecie ropuchy, która drgnęła, ale nie otworzyła oczu i nie zaczęła piszczeć. Dopiero z bliska można było zobaczyć, że to jedna z tych, które rozrastają się do naprawdę imponujących rozmiarów i z pewnością nie są zwykłymi płazami. Starszy wpatrywał się jak zaczarowany w zwierzę, dopóki nie zauważył, że Taemin zamiast także wbijać wzrok w żółtą skórę, patrzy prosto na niego. I na jego usta. Spojrzenie Minho także spłynęło na różowe, pełne wargi.
„Podobasz nam się”
Zadziałało jak delikatne pokopanie prądem, odsunął się i uśmiechnął lekko, jakby przepraszając za swojego nagłe wycofanie. Sam nie wiedział, dlaczego po prostu nie skorzystał z okazji, ale cholera jasna, znał ich dopiero pierwszy dzień, obaj bracia mu się zwyczajnie spodobali. Pojawiła się chemia. Sytuacja była tak zupełnie do niego niepodobna i absurdalna, że aż miał ochotę położyć się na ziemi i tarzać z rozpaczliwego śmiechu. Poznał kogoś takiego jak on, chłopaka, właściwie dwóch chłopców, każdemu z nich się podoba, a oni podobają się jemu. Dlaczego odszedłeś, Kapitanie, dopełniłbyś naszej czwórki jako jedyne heteroseksualne ogniwo, które kpi sobie z tego groteskowego trójkąta. Zaraz jednak Minho opamiętał się, wstał i zamaszystym ruchem zeskoczył z trybun. Pełen skrywanego uwielbienia wzrok Taemina nie opuszczał go ani na krok, gdy siedział tak ze swoim śpiącym, uroczym potworkiem na kolanach i nie mówił nic. Dopiero, gdy Minho powiedział, żeby poczekał na niego po treningu albo niech spotkają się jutro, chłopak odezwał się stanowczo.
-Nie chcę denerwować Yuna, dzisiaj chyba już wrócę. Szkoda, że nie opowiedziałem ci, jak to było z ropuchą. Specjalnie go tutaj przyniosłem.
Zostawił go z kilkoma pytaniami w głowie, ale Minho sam odpowiedział sobie od razu, łącząc dwa stwierdzenia i uznając, że to ropucha musiała nazywać się Yun, bo przecież skąd indziej Taemin znałby imię ich zawodnika? Kompletny zbieg okoliczności i przypadkowe podobieństwo imion. W szatni, po treningu, chłopcy nie mówili wiele, chyba zbyt zmęczeni po wycisku, jaki zafundował im trener za to niecodzienne przerwanie meczu. Yun tymczasem znowu zdawał się dziwnie wycofany, co było niepokojące w jego przypadku, gdyż sukcesywnie od kilku miesięcy stawał się coraz pewniejszy siebie, a ostatnim razem na meczu nawet pokazał znak Victorii w stronę publiczności. W jego przypadku było to aktem pewności siebie graniczącej z rozbuchanym ego. Teraz jednak znowu nic nie mówił, dodatkowo spoglądając na Minho co i rusz, może nawet troszkę spod byka. Choi nie był jednak nawet blisko tego, by przejmować się swoim kolegą, bo jego myśli odfrunęły dawno za chłopakiem wychodzącym poza teren boiska i spoglądającym jeszcze na niego przez ramię.
Być może pakował się w niezłe, psychologiczne kłopoty, ale chyba nie umiał, albo nie chciał zatrzymać tego procesu.
.
dzięki za kolejny rozdział :3 rozpisuj się przy opisach! ja już po 'lalce' i w trakcie 'zbrodni i kary', więc będzie dobrze poczytać coś co sprawi mi więcej przyjemności (czytanie literatury pozytywistycznej w tempie 'omg został mi tydzień a ja nie zaczęłam' do przyjemnych nie należy :c). bardzo udało ci się zainteresować tym rozdziałem~
OdpowiedzUsuńCieszę się, że taki 'Potop' miałam rok temu, ale za to inne teraz przerabiam ;/ Nieważne, przynajmniej chęć opisów jest. Fajnie, że lubisz perspektywę Minho, dla mnie osobiście jest to niepowtarzalna okazja do zbliżenia się do niego...zawsze czuję niedosyt JEGO myśli w opowiadaniach.
Usuńps. no i bardzo lubię jak piszesz z perspektywy Min. Najbardziej mi to odpowiada, Tae wtedy jest super opisany :3
OdpowiedzUsuńKolejny zaskakujący rozdział ^^ Może jestem stronnicza, ale bardziej polubiłam Lewego, ten drugi mi jakoś umyka z wyobraźni. No i patrząc na motyw uśmiercenia jednego Tae...jestem ciekawa, ale i troszkę się obawiam, co będzie dalej :p
OdpowiedzUsuńMyślę, że czas pokaże i może Prawy będzie miał więcej cech wartych zapamiętania :] Dobrze, że czytelnicy mają swoje zdanie.
UsuńByło troszkę literówek, ale cii, to nie ma znaczenia. Kolejny wspaniały rozdział *.*
OdpowiedzUsuńAh, co za cudowny obraz, ten z Minho w dresie, Taeminem na ławce, i ten wiatr rozwiewające ich włosy i ubrania... Opisy dobrą rzeczą :3
Nonono, intrygujesz! Nie mam zielonego pojęcia, którą Stronę wybierze Minho, którą bardziej polubi. Osobiście chyba bardziej spodobał mi się cudny, nieśmiały, kochany Taemin, choć oczywiście nie chciałabym być taką osobą, która Lewego od razu spycha na bok... Bo oboje są, cóż naszymi, nieprzewidywalnymi Taeminami.
Wierzę, że będzie się jeszcze działo *w*
Pozdrawiam, życzę weny! :D
Nawet wiem gdzie jest jedna literówka, ale tak potwornie nie chce mi się teraz wchodzić w edycję...no ale poprawię :) Hah, też lubię tą małą scenkę!
UsuńPocieszyła s mnie tym komentarzem bo miałam wątpliwość, czy ktoś polubi 'zwykłego' Tae, bo jednak ten Lewy jest na razie rysowany grubszymi kreskami i bardziej się wyróżnia^^ Hm, chyba troszkę się zadzieje.
A ja polubiłam obu Tae :D Każdy ma swój unikalny charakter i cechy, które można polubić.
OdpowiedzUsuńKurcze, nie wiem co by tu jeszcze napisać xD Trochę mnie denerwuje ta cała Daisy. Też od noszę takie wrażanie, że coś jest z nią nie tak, choć muszę przyznać, że sytuacja w jakiej się znajduje, nie należy to najłatwiejszych.
Btw. to takie tajemnicze, że aż chcę wiedzieć więcej i więcej. Czkam na następny rozdział.
Pozdrawiam ;3
Cóż, Daisy to tylko Daisy, troszkę szkoda mi mamy Tae, ale ten świat tego wymaga. swoją drogą nie wiadomo, jak zachowałaby się matka w takiej wyczerpującej sytuacji, masz rację ^^ Dziękuję za opinię!
UsuńO, tu akurat na początku musiałam trochę głowę wysilić, ale zaraz zrozumiałam. Może z moim mózgiem nie jest tak źle. Brak szkoły jednak trochę szkodzi.
OdpowiedzUsuńNie no po prostu uwielbiam tę fabułę. Bardzo czekałam na rozdział. Co z tego, że to dopiero drugi. I tak nie mogłam się doczekać.
Szkoda mi 'Lewego' Serio. Lubię nieśmiałego(?) Taemina, ale chyba jednak wolę takiego.. innego. Chociaż w sumie gdyby się dało to rozdzieliłabym ich i miała dwóch Taeminów. To było by świetne. :>
Trzeba jednego uśmiercać? Czekam na rozwój. ;)
Chemia, chemia. Unosi się, iskrzy i co tam jeszcze. Działa, działa i niech działa. xD Tak, to było uroczę. Tu się przedstawia, a dzień wcześnie go przytulała. Tak jakby. Serio. Dobra....
Będzie jakaś historia o żabie? Hmm, hmm.
No cóż życzę weny i oczywiście czekam na next.
Pozdrawiam,
Lee Juki~.
♥
Starałam się, by było zarozumiale również teraz :] Brak szkoły..? Ok, powstrzymam swoją ciekawość i nie zapytam. W każdym razie, cóż, rozdzielenie byłoby najlepsze, ale powiem od razu wprost, że to niemożliwe ;/ Ciało jest jedno...
UsuńO żabie będzie troszkę, ale jest raczej postacią trzecioplanową :c
Dziękuję~
Niemal od zawsze interesowałam się psychologią, wprawdzie innymi działami i nie to, że posiadam jakąś wielką wiedzę, ale to nie zmienia tego, że nawet jeśli, jak wspomniałaś, opisana sytuacja nie jest chorobą (choć w innych okolicznościach by była), to myślę, że zagadnienie podwójnej osobowości nie do końca by tutaj pasowało (ale mogę się mylić) to i tak cała sytuacja jest niezwykle ciekawe i lubię śledzić analizy Minho. Jest jeszcze ciekawiej, bo Choi spogląda na to przez pryzmat podobnych przejść. I nawet jeśli owa sytuacja (choroba) nie istniej tutaj jako coś, co podlega pod leczenie osoby posiadające kwalifikacje, to zastanawiam się, czy podczas tworzenia pomysłu, sięgałaś jeszcze do jakiś źródeł, czy po prostu to pomysł, który realizujesz intuicyjnie i w oparciu o własne wizje, nie odwołując się realnej wiedzy medycznej.
OdpowiedzUsuńI jestem jak Minho, dopiero poznałam Taemina, a już podobają mi się obaj bracia; nie wiem, czy dobrze, ale w każdym wyczuwam coś spontanicznego. ;)
Wiesz, to wszystko jest całkowicie intuicyjne. Jest zbiorem przetworzonych informacji usłyszanych mimochodem i zapamiętanych z czytanego kiedyś przeze mnie artykułu w 'Focusie' na temat własnie posiadania kilku osób w głowie, ale wiadomo, tam chodziło o prawdziwą chorobę i to często wywołaną jakimś przykrym zdarzeniem...jeśli chcesz, mogę ci znaleźć w sieci ten artykuł :] (choć przyznam, że traktuje o pokręconych przypadkach). Jednak jeśli mowa o mojej koncepcji, to tak jak zaznaczyłam, nigdzie nie sięgam, wręcz unikam tego, bo wolę nie uświadamiać sobie jak bezsensowne to jest. Zmieniłam rzeczywistość na własne potrzeby...dlatego 'podwójna osobowość' jest ślepym tropem, to są dwie odrębne osoby uwięzione w jednym ciele i jedynie sen wyznacza granice posiadania ciała. Tak to sobie wykombinowałam :D
UsuńWłaśnie o to chodziło, by Minho miał ten swój własny bagaż. Początkowo wahałam się, czy także ma być 'naznaczony', ale uznałam, że jak miałby zrozumieć potem Taemina? Poza tym, mam niezłą zabawę z kombinowaniem cech obu braci Choi, ich przyzwyczajeń i różnic np. w usposobieniu czy seksualności. Troszkę się rozpisałam, ale a) mnie samą ciekawi ta sprawa...niektórych aspektów nawet jeszcze nie przemyślałam do końca ;D b) w końcu jestem na swoim i mogę gadać!
Tak jeszcze a propos twojej odpowiedzi, usunięcie tamtego konta to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Mogę teraz śmiało przyznać, że oprócz Ciebie ( i absolutnie nie jest to płytkie pochlebstwo i dosładzanie ci, wierz lub nie) i może jakieś jednej osóbki, to forum było bardzo niskich lotów, jeśli to wystarczające określenie. Mało dojrzałe w porównaniu z innymi, np. yaoifan. Przykre, ale cóż zrobić?
I na koniec cieszę się też, że lubisz obu :D Osobiście trudno mi się opowiedzieć po którejś ze stron.
Jeśli to nie problem, możesz poszukać mi tego artykułu. Oczywiście jeśli da się znaleźć. :)
OdpowiedzUsuńHmm, w tym semestrze na studiach mam filozofię sztuki i co tydzień (serio xD) na wykładzie słyszę o postmodernistycznych hasłach kreatywności i wolności, już nie mówiąc o tym, że dzisiaj każdy może być „artystą” nie posiadając (tak jak dawniej) odpowiedniego wykształcenia i nie znając zasad danej sztuki, a w przypadku naszego forum choćby poprawniej polszczyzny. No i potem mamy wysyp tych, którzy chcą spróbować swoich sił – nawet taka głupia ja. Na początku byłam pełna entuzjazmu, choć od początku krytycznie nastawiona (słyszałam nawet że nadprogramowo krytycznie, z czym się nie zgadzam), ale jeśli coś robię, to biorę na siebie całą odpowiedzialność za to, co przekazuję innym. Cóż, ale dla mnie to była przygoda, a jak to bywa z przygodami – kiedyś się kończą. ;) Ale dziękuję. :) Prawdą jest, że nigdy w swoim życiu nie usłyszałam tylu miłych i pozytywnych słów...
p.s. Dodałam komentarz nie tak jak należało, ale zapomniałam zrobić to inaczej. xD
Usuń
Usuńhttp://www.focus.pl/cywilizacja/zobacz/publikacje/wielka-schizma-w-glowie/
Jestem prawie pewna, że to ten artykuł:]. Poznaję po nazwisku Albert Fish'a które pojawiło się na początku i które zapamiętałam. Nie jest on (artykuł, nie Fish) żadną wielką inspiracją dla opowiadania, ale zawsze jakaś wiedza na temat rozszczepienia osobowości jest^^ (choć o ile pamiętam niektóre przypadki są wręcz absurdalne).
Masz rację, to znaczy osoby wygłaszające ten wykład także mają, w pewnym sensie słowo 'artysta' straciło swoją rangę...choć ja i tak doceniam tą wolność i wciąż nie nazywam siebie 'artystą' :] I czasem i tak największy problem tkwi w osobach, które nawet nie pretendują do miana 'artystów'! Uważam, że to forum to siedlisko takich osób, które twierdzą, że 'nie umieją pisać' i faktycznie, jest to prawdą, ale nadal to robią.
Dlaczego?
Tego nigdy nie zrozumiem. To po prostu śmieszne, gdy te osoby udają fałszywie skromne, robią taki wstęp i wrzucają swoje teksty...i ostatnia część mojego narzekania tyczy się tego, że nikt tam nie umiał wyjść poza ich 'pokój'. W pokoju zwiera się: zespół, dorm, ludzie z sj, ewentualnie cukiernia/ kawiarnia/ klub. To takie denerwujące, że nawet nie próbowali robić COKOLWIEK innego niż wszyscy. Wyobrażam to sobie jak stanie w jednej linii, każdy jakby nie widzi, że wszyscy inni idą tą samą drogą albo nie chce widzieć...Przykre.
Ughh, nie umiem zrozumieć twojego punktu widzenia...Mimo wszystko czuję, że nie traktujesz tego jako użalanie się nad sobą, może to tylko mylne internetowe wrażenie, ale wydaje mi się, że jesteś na to za dojrzała^^ Dlatego nie będę ci tutaj wciskać czegoś do głowy, po prostu sobie powtórzę, że ty byłaś INNA. Choćby w sposobie wyrażania opinii! Hah, mam nadzieję, że nie odbierasz tego jako coś sztucznego i jako puste słowa. Kiedyś napisałaś, że nie traktujesz słów jako czegoś, co posiada moc...no a dla mnie one mają wielką moc i znaczenie, zarówno pozytywne i negatywne. Zabawne, ale nie umiałabym skłamać pisząc, choć w mowie zdarza mi się to tak często jak statystycznemu człowiekowi^^ Także wierz w co mówię i rób z moimi słowami co tylko chcesz.
Odpowiedzi na pytanie, czemu ktoś pisze, pomimo tego, że zdaje sobie sprawę ze swoich niedoskonałości, z pewnością jest wiele i trochę z lenistwa, a trochę z braku czasu, nie będę dalej brnąć w ten temat. ;)
UsuńCoś jest w tej nieumiejętności wyjścia poza schematy. Mnie też z czasem zaczęły nudzić powtarzające się fabuły. Jeśli chodzi o ff, ostatnimi czasy czytam niewiele i tylko sprawdzonych autorów. ;)
Myślę, że etap użalania się mam już dawno za sobą. To, że jestem nastawiona krytycznie odnośnie do siebie, to mój naturalny sposób bytowania. xD I tyle w tym temacie, bo to nie psychoanaliza. ;P
Tak, napisałam kiedyś, że słowa nie posiadają mocy, ale miałam na myśli konkretny przypadek, czyli przejście ze stanu negatywnego do pozytywnego. Słowa same w sobie mogą pocieszyć, podnieść na duchu, ale nie zmieniają sytuacji, sposobu nastawienia, ogólnie życia. Są nie ważne, a może tylko wtedy, gdy wychodzą ode mnie; może po prostu wtedy, gdy to pisałam, widziałam jak marne są moje działania. Najważniejsze to być, nawet gdy się milczy. Tylko milczeć przed komputerem, to nie być w ogóle, skoro ograniczeniem jest szklany ekran. ;) Chyba wtedy miałam okres zwątpienia i dużo działo się u mnie prywatnie, stąd takie, a nie inne podejście. Ale masz rację, słowa mają moc. Nie mogę temu zaprzeczyć, bo nie raz poczułam jak bardzo mnie dotykają, zarówno negatywnie jak i pozytywnie. :)
Tyle ode mnie, dziękuję za artykuł, w wolnej chwili zajrzę. Właśnie. Pora przejść do komentowania pod nowym rozdziałem, a nie ciągle tutaj tkwić. ;) Ale to późnym wieczorem, bo teraz czas mnie goni.
W zasadzie ja już nie czytam, tak rozczarował mnie fandom kpopu...były dobre czasy, jednak teraz wolę pisać 2min i czytywać drarry lub inny slash. To zawsze zostanie ze mną, a gdyby było inaczej, mogłabym czuć pustkę. Pustka jest najgorsza, zdecydowanie...
OdpowiedzUsuńRozumiem, co masz na myśli. Czasem emocje barwią nasze wypowiedzi i potem możemy żałować doboru słów itd. Dlatego nie wnikam dalej w twoją ocenę i zdanie na temat słów, zostawmy to :] Ah, ciebie czas goni, ja mam go aż za dużo- wycisnęli z nas wszystko co się dało po kolei, teraz mam tydzień wolnego i marnuję go pięknie :x morale podnosi mi tylko czytanie książki od czasu do czasu, ot co.